Oprycznicy i rycerze Okrągłego Stołu
Kto z was podniesie skargę, dla mnie jego skarga
Będzie jak psa szczekanie, który tak się wdroży
Do cierpliwie i długo noszonej obroży,
Że w końcu gotów kąsać – rękę, co ją targa.
Adam Mickiewicz
Czy funkcjonariusz SB Kazimierz Sulka czytał III część Dziadów – nie mam oczywiście pojęcia, ale wiem, że kąsania ręki targającej obrożę odmówił.
Funkcjonariusz SB Kazimierz Sulka był członkiem specjalnej grupy operacyjnej mającej za zadanie „przerwać pozakościelną działalność ks. Adolfa Chojnackiego”. Nie przerwał. Wylądował w więzieniu, dostał 2 lata i 4 miesiące za branie łapówek, i już z więzienia zaczął wysyłać do ks. Chojnackiego grypsy o planowanym zamordowaniu go1.
Jeden z grypsów dotarł do adresata, inne dostały się – jak to zwykle bywa w ręce służb wyspecjalizowanych i funkcjonariusz SB Kazimierz Sulka stanął ponownie przed sądem oskarżony o zniesławienie Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych. W pierwszej instancji dostał 10 miesięcy, kiedy jednak na rozprawę rewizyjną w lutym 1989 roku przybył w charakterze jednego z pełnomocników Sulki mec. Jan Olszewski, rozprawę odroczono, a oskarżonego wypuszczono na wolność. Trudno przewidzieć, jak się dalej ta sprawa potoczy, bo tę rozprawę rewizyjną trzeba będzie jednak mamy wszak czasy wzmożonej praworządności – odbyć, funkcjonariusz SB Kazimierz Sulka najwyraźniej nie zamierza milczeć, a wie dużo i dużo już jest w aktach jego sprawy, choćby anonimy z groźbami, jakie w swoim czasie ks. Chojnacki otrzymywał, ręką tegoż Sulki pisane. Oskarżony o zniesławienie WUSW Sulka domaga się również – jak do tej pory bezskutecznie włączenia do akt sprawy sporządzonego na piśmie szczegółowego planu akcji przeciwko księdzu, którego każdą kartkę osobiście kontrasygnował.
Komisja Interwencji i Praworządności będzie oczywiście Sulki bronić i sprawować nad całą tą sprawą pieczę, a sam jej bohater, jak ta zgubiona drachma, będzie w nas wszystkich wzbudzał jak najcieplejsze uczucia, bo znaczenia tej sprawy nie sposób po prostu przecenić. Nie stało się nic ks. Chojnackiemu i można mieć nadzieję, że w tej sytuacji nic mu się już nie stanie, ale nigdy nie będziemy wiedzieli, ile jeszcze zbrodni z tych, które się nie wydarzą, a mogłyby się były wydarzyć, przez Sulkę właśnie zostało udaremnionych.
A ile zbrodni jeszcze się dokona? Cztery lata temu, pisząc w „Kulturze Niezależnej” o procesie kpt. Piotrowskiego, sądziłem, że przynajmniej księża nie będą już ginąć – i myliłem się niestety. Ks. Niedzielak i ks. Suchowolec zginęli w styczniu bieżącego roku, w dniach, kiedy już-już rozpoczynały się obrady Okrągłego Stołu. Wyrażano w chwili otwarcia tych obrad ogromną radość, że zasiedli przy nim wspólnie prześladujący i prześladowani, bo zaiste wielki to tryumf naprawdę chrześcijańskiego ducha – ale straszno pomyśleć, że w ciągu ostatnich lat dwunastu, od czasu robotniczego protestu w Radomiu i Ursusie, zginęło więcej ludzi ze środowisk opozycyjnych, niż jest dziś miejsc za tym stołem.
W tym przedziale czasowym pierwszą ofiarą był także kapłan -ks. Kotlarz, który udzielał pociechy duchowej pacyfikowanym robotnikom Radomia i parę dni później zginął „w niewyjaśnionych okolicznościach”. Wtedy nie mieściło się nam jeszcze w głowie to wszystko, czego mieliśmy się dowiedzieć później, a co ukoronowane zostało poniekąd procesem toruńskim, i nie byliśmy gotowi oskarżyć SB o morderstwo.
Rzecz jednak nie w wywoływaniu upiorów ani nawet w przeprowadzaniu tutaj apelu poległych, chociaż będzie musiał przyjść czas i na jego odbycie. Ale takie apele organizuje się na ogół dopiero wtedy, kiedy ludzie przestają ginąć, a my tymczasem mimo całej obecnej liberalizacji dalecy jesteśmy od tego, aby móc cieszyć się elementarnym poczuciem bezpieczeństwa.
Mówi się ostatnio powszechnie o konieczności likwidacji nomenklatury, co jest słusznie postrzegane jako niezbędny warunek naprawiania gospodarki, nie można jednak zapominać o konieczności likwidacji opryczniny. Dodajmy dla wszelkiej jasności: opryczniny głęboko sfrustrowanej. Ostatnie półrocze, a więc okres, który nastąpił po sierpniowej fali strajków i złożonej przez gen. Kiszczaka we wrześniu propozycji zwołania Okrągłego Stołu – jesteśmy skłonni postrzegać jako czas pokoju społecznego; jest to o tyle zasadne, że zaprzestano wobec opozycji represji natury sądowej – nie zamyka się nikogo do więzienia z powodów politycznych, ale jednocześnie zdecydowanie podniosła się fala terroru czysto fizycznego – dawno już w środowiskach opozycyjnych nie notowano takiej ilości pobić.
Krwawą łaźnię urządziły katowickie organa bezpieczeństwa z okazji obchodów 11 listopada, i to w sytuacji, kiedy Sejm PRL debatował nad relegalizacją polskiego święta Niepodległości, zniesionego w 1939 roku przez Adolfa Hitlera, która to decyzja do tej pory była utrzymywana w mocy.
W centrum Katowic, 11 listopada ub.r. , po zakończeniu manifestacji przed katedrą milicja zaatakowała zgromadzonych – nie tylko bestialsko bito i kopano na oślep, ale również wjeżdżano w tłum rozpędzonymi samochodami, próbowano nawet wyciągnąć z karetki pogotowia rannego w trakcie transportu do szpitala. Komisja Interwencji i Praworządności zanotowała nazwiska ciężko pobitych 64 osób, w tym 14 kobiet.
W Poznaniu pobito tego dnia „tylko” 9 osób, w tym radnego miejskiego Michała Downarowicza, który próbował interweniować podczas ataku milicji na manifestantów. Zapłacił za to złamaniem nosa i szczęki oraz wstrząsem mózgu. Radny Downarowicz stanowczo twierdzi, iż osobnicy, rzucający w milicję kamieniami, mieli swoją główną kwaterę w milicyjnych samochodach.
Bite są nawet dzieci. We Wrocławiu 12-letnia dziewczynka, Grażyna Wilk, po uderzeniu w brzuch przez ZOMO-wca musiała zostać zabrana przez pogotowie ratunkowe.
Jest rzeczą charakterystyczną, że z relacji pobitych, i to w rozmaitych miejscowościach, jednoznacznie wynika, że bijący ich funkcjonariusze MO, SB i ZOMO manifestują przekonanie, że im bić wolno, a tylko od nich samych zależy, kogo, ile i w jaki sposób. Grożenie pobiciem, okaleczeniem albo nawet śmierci ą należy do metod nagminnie stosowanych wobec zatrzymanych czy przesłuchiwanych. Uczono ich tego przez lata – a nie jest to umiejętność, której trudno policjanta nauczyć. Kiedy się jednak dzisiaj czyta informację o wyciągnięciu z tramwaju w Gdańsku Oliwie grupy ok. 20 kilkunastoletnich chłopców, których po przewiezieniu na komendę rozebrano do naga i kazano im wykonywać „musztrę wojskową”, bijąc ich w czasie tych „ćwiczeń”, trzeba sobie jasno powiedzieć, że wezwania do likwidacji stalinizmu w dzisiejszej Polsce to nie stylistyczne ozdobniki, ale drastyczne konkrety.
Ciągłość ideowo-polityczna pomiędzy pułkownikiem Różańskim a współczesnymi oprawcami nie została do tej pory zerwana. Najbardziej optymistyczne założenie, jakie daje się przyjąć na ten temat na przedwiośniu 1989 roku, jest takie, że na szczytach PZPR-owskich władz ukształtowała się niewielka frakcja rozsądku, która uznała, że rządząca do tej pory partia stanęła przed taką oto alternatywa: może zachować część sprawowanej dotychczas władzy pod warunkiem przekazania pozostałej części społeczeństwu – albo też utracić ją w całości na skutek rewolucji, która w końcu będzie musiała nastąpić. jeżeli taka frakcja rzeczywiście istnieje w łonie kierownictwa PZPR, należy sądzić, że wśród jej przywódców znajduje się Minister Spraw Wewnętrznych, gen. Czesław Kiszczak.
Jeżeli tak rzeczywiście jest, można by założyć, że akty przemocy, których jesteśmy ostatnio świadkami, nie są realizacją wydawanych funkcjonariuszom rozkazów, ale ich inicjatywą własną, a nawet niekiedy z rozkazami tymi sprzeczną. Trzymając się dalej interpretacji optymistycznej trzeba by zatem powiedzieć, że wprawdzie gen. Kiszczak nie wydaje rozkazów bicia i maltretowania ludności, ale nie jest też w stanie wydać rozkazów, które by z biciem skończyły.
Po II wojnie światowej opowiadano historię o przygarniętym przez kogoś na Śląsku psie – owczarku niemieckim, zwierzaku sympatycznym i dobrze ułożonym, który rychło przywiązał się do nowego właściciela, kiedy jednak zobaczył go w piżamie – rzucił się do gardła; oświęcimski odruch okazał się silniejszy od powojennej realności.
Musimy mieć jasną świadomość, że Grzegorz Piotrowski i trzech skazanych wespół z nim oficerów to nie izolowany, pojedynczy przypadek zwyrodnienia i bestialstwa, a przeciwnie, wykwit trwającego łatami wychowania i szkolenia, skutek ukształtowanych odruchów, które kierują działaniami współczesnych opryczników. W aparacie policyjnym, z którym wkraczamy chłopców z ZOMO. Ale odkładanie tych decyzji uczyni je w przyszłości jeszcze trudniejszymi.
Jeżeli generał Kiszczak chce podpisywać nową umowę społeczną i doprowadzić do tak modnego dzisiaj consensusu, jeżeli pragnie znaleźć jakiś modus vivendi dla Polski choćby tylko w najbliższej przyszłości – to największym dla niego niebezpieczeństwem są rozpasani i zdemoralizowani latami bezkarności oprycznicy, którzy każdą umowę społeczną będą gotowi podeptać, w słusznym zapewne poczuciu osobistego zagrożenia, w przekonaniu, że w takiej Polsce, jaka się ma z tej umowy wyłonić, wygodnego miejsca dla siebie nie znajdą.
Łatwo się dzisiaj rzuca zdanie, że „przeciwnicy porozumienia są po obu stronach”, ale Jeśli zechcieć przestać zdanie to traktować jak pusty frazes, a spróbować wypełnić je konkretną treścią, będziemy musieli sobie odpowiedzieć na pytanie, jaką mianowicie bronią ci „przeciwnicy porozumienia” gotowi się posługiwać. Z jednej strony będzie to gazetka albo różaniec, z drugiej służbowa pała albo niesłużbowo wyrwana z płotu sztacheta. Z jednej bronią ostateczną jest „pistolet strajkowy” wymyślony przez Urbana, z drugiej – pistolet maszynowy wymyślony przez Kałasznikowa.
1. Szczegółowe informacje zarówno w tej sprawie, jak i w pozostałych przywoływanych w niniejszym tekście znaleźć można w „Informacji Komisji Interwencji i Praworządności NSZZ ’Solidarność’”, od dwu lat regularnie wydawanej w odstępach tygodniowych. Należy ze smutkiem stwierdzić, że zawarte tam materiały nie są w należyty sposób wykorzystywane przez prasę drugiego obiegu.
« Walc Jan, Oprycznicy i rycerze Okrągłego Stołu, cykl felietonów, „Tak zwane mniejsze zło” ; Kultura Niezależna nr 49, marzec 1989; przedruk: Jan Walc, "Ja tu tylko sprzątam", Wwa 1995
Tagi: Milicja, interwencje, Pobicia, Zabójstwa, Okrągły Stół, Kiszczak Czesław