Tadeusz Konwicki: Złapany za rękę przez Walca
N.: Zakładamy więc, że rzadko autor ma do czynienia z rzeczywiście obiektywną krytyką. A co wtedy, gdy napotyka już takie omówienia, których obiektywności podważyć się nie da? Jak Pan na przykład odebrał książkę, którą napisał o Panu Jan Walc? Czytałem ją w maszynopisie w Instytucie Badań Literackich PAN i wydała mi się bardzo sensowna. Może Pan wie, jakie są jej losy?
K.: Od wielu lat wywalają tę świetną książkę z różnych wydawnictw. Słyszałem, że w końcu Walc zdecydował się opublikować ją w Kulturze w Paryżu. A co mogę powiedzieć o tej pracy doktorskiej? Myślę, że ona mnie w jakiś sposób przestraszyła, bo zostałem w niej zdemaskowany i przenicowany. Chciałbym być w swoich wewnętrznych mechanizmach mniej rozpoznawalny. Życzyłbym sobie być niespodzianką, atrakcją, a nie podlegać automatyzmom. Oczywiście trochę się tutaj kryguję, bo przecież nie do koń- ca zostałem w tej pracy rozebrany, lecz przyznaję, że pewne wnioski mnie zaskoczyły. A zatem tego typu krytyk albo raczej czytelnik może być niebezpieczny dla biednego autora.
N.: Pan mówi, że poczuł się złapany za rękę przez Walca. Ale przecież krytyk tworzy siatkę pojęciową i wizerunek autora, który może objąć tylko pewną fazę. On nie łapie jaszczurki, lecz tylko jej ogon. Pisarz zawsze podąża dalej, odcina się od dotychczasowego dorobku, wprowadza nowe elementy, a nawet może wręcz zaprzeczyć całej swojej dotychczasowej twórczości.
K.: Tak jest, świetnie to Pan powiedział. Skąd też obawa w krytyku, który boi się tego, co zrobi mu autor. (…)
« Bereś Stanisław [pseudonim: Nowicki Stanisław], Pół wieku czyśćca. Rozmowy z Tadeuszem Konwickim. Londyn, Oficyna Wydawnicza, 1986