Śmierć Stalina
Kiedy umarł Józef Wissarionowicz, miałem 6 i pól roku, i dlatego pamiętam stalinizm jako coś niemal od granicy pamięci przeszłego. Tak przeszłego jak wojna, ciążąca nad całym moim dzieciństwem, wojna kazać myśleć, że możliwe jest każde zło – to były zastane przeze mnie na świecie fakty dokonane. Byłem dzieckiem i uczyłem się świata, tego właśnie świata, w którym zdarzyły się rzeczy rożne, lepsze i gorsze – wojny napoleońskie, Legiony, Hitler i Stalin.
« Walc Jan, Ja doszedłem tam, dokąd szliśmy ; Zapis nr 12, 1979
Dziecku czytane
Sienkiewicz zaczął się wcześniej, niż nauczyłem się dobrze czytać.
Bałem się, leżąc w łóżku, kiedy ojciec wieczorami czytał mi Krzyżaków..., Trylogii już bałem się mniej, zresztą przegryzałem się przez nią częściowo sam, od czasu do czasu naciągając kogoś z dorosłych na przeczytanie kolejnego rozdziału.
Quo vadis nikt do ręki nie dał, choć na religię mnie posyłano – ta książka wykraczała już poza kanon lektur chłopca, w którego domu rodzinnym zamiast Matki Boskiej z Jezuskiem wisieli na ścianie Marszałek z Andrzejem Strugiem.
Dano mi Redutę Ordona, Śmierć pułkownika, Grażynę, Konrada Wallenroda i oczywiście Pana Tadeusza. I – nie opuśćmy tego szczegółu – Winnetou.
To były podstawy etyki i estetyki.
Pamiętam, jak chłonąłem Opowieść o życiu i śmierci Karola Waltera Świerczewskiego robotnika i generała.
Nie miałem jeszcze 10 lat i nie wszystko było dla mnie jasne:
temu być jak gwiazda polarna
dla idących w oddali gdzieś,
temu być jak czasza ofiarna...
Babciu, co to jest „czasza ofiarna” pytałem siedząc na podłodze. Nie bardzo zrozumiałem, co mi babcia tłumaczyła, ale rozumiałem dobrze ostatni wers:
I o takim śpiewają pieśń.
« Walc Jan, Ja doszedłem tam, dokąd szliśmy; Zapis nr 12, 1979