Wiesław
Wychowując się w epoce panowania Władysława Gomułki nabawiłem się niewątpliwie głębokiego urazu, a może nawet rodzaju alergii na charakterystyczny dla ludzi władzy tamtej epoki brak kultury, na chamstwo i prymitywizm, podnoszone podówczas do rangi zasad ustrojowych.
Gomuła był ciemniakiem, bo chciał nim być, nie czytał książek ani gazet nie dlatego, ze nie miał czasu, ale dlatego, że nie chciał, uważał, że swoje wie, i inteligenckie zgniłki nie będą mu się wymądrzały. Literaci do pióra, studenci do nauki, pasta do zębów, a tow. Wiesław oczywiście do w a d z y.
Ma się rozumieć z równie jak on wykwalifikowanymi współpracownikami.
16 września 1990
« Walc Jan, Nie będzie Irak pluł nam w twarz, 16 września 1990, Wokanda
Odejście Gomułki
Należę do pokolenia, które propagandzie PZPR-owskiej poddane było od kołyski - w momencie powstania tej partii i przejęcia przez nią władzy liczyłem sobie 6 tygodni. Więcej – tak się nieszczęśliwie złożyło, ze nie miałem nigdy okazji wytknąć nosa za żelazną kurtynę i tym samym wystawić się na jakieś silniejsze oddziaływanie tamtejszych miazmatów, tak więc moje spojrzenie na świat kształtowało się tu, w Warszawie, pod okiem czuwających nade mną partyjnych specjalistów od wychowania, ideologii, propagandy i nauki, jestem przeto bardziej Polakiem niż Europejczykiem.
W tej sytuacji byłoby naiwnością przypuszczać, ze sączona mi przez 30 lat propaganda nie pozostawiła na mojej świadomości żadnego osadu, chociaż od dziecka sprawiałem trudności wychowawcze ze względu na dążenie do niezależności własnych sądów i decyzji. Walkę o tę niezależność, prowadzoną na bardzo rozmaitych poziomach, można by długo opisywać, obecnie chodzi mi głownie jednak o podkreślenie, ze nawet po tak istotnym doświadczeniu pokoleniowym, jakim był Marzec, który nieuchronnie musiał mnie zaprowadzić do XII Pawilonu mokotowskiego wiezienia, nawet jeszcze wtedy bylem głęboko przekonany, iż po stronie prześladującej mnie niesprawiedliwie władzy – znajdują się jakieś racje.
Sądziłem oczywiście, podobnie jak setki moich rówieśników, ze są to racje absolutnie niesłuszne, ze należy podjąć walkę o naprawę ustroju, który po październikowej odwilży znów popadł w „błędy i wypaczenia”.
Bylem najgłębiej przekonany, ze zaistniały stan rzeczy rychło ulegnie naprawie, ze dnie rządzącej ekipy, która „oderwała się od narodu” są policzone i grudzień roku 1970 nie był dla mnie w najmniejszej mierze zaskoczeniem; jesienią 1970 roku założyłem się nawet z pewnym studentem nauk politycznych o butelkę dobrej wódki, ze Gomułka nie dotrwa na swoim stanowisku do końca roku akademickiego.
« Walc Jan, Postaw czerwonego sukna, Krytyka nr 2, 1978
Wychowałem w kraju, w którym obowiązywały wartości marksistowskie
Urodziłem się i wychowałem w kraju, w którym obowiązywały wartości marksistowskie. W praktyce wyglądało to w ciągu mojego życia różnie, raz o ich respektowaniu mówiło się więcej, raz mniej, wreszcie wpisano je nawet do Konstytucji, a momentami w ich obronie wyprowadzano na ulicę czołgi.
Ostatecznie wyszło na to, że się marksistowskie wartości nie sprawdziły i przestano wymagać ich respektowania.
Zanim jednak do tego doszło, przeżywaliśmy wiele ciekawych i dramatycznych momentów: przez całe dziesięciolecia ludzie wsadzali się nawzajem do więzienia w obronie marksistowskich wartości właśnie. Centralną postacią tych walk był oczywiście Władysław Gomułka, który najpierw sam siedział wiele lat za „odchylenie” i ledwo uniknął śmierci, później zaś latami prowadził walkę z tymi, którzy marksistowskie wartości rozumieli inaczej niż on, przy czym najbardziej się gniewał, jeśli ktoś ważył się dla poparcia swoich tez cytować tzw. „klasyków”, czyli ojców założycieli marksizmu.
Takie cytowanie przez osoby nieuprawnione nazywało się „rewizjonizmem” i było traktowane jako najcięższe przewinienie. W tej sytuacji nie było dla mnie nigdy całkiem jasne, na czym owe mityczne wartości marksistowskie polegają, i co gorsza nie było skąd się tego dowiedzieć, bowiem pomiędzy tym, co w świętych księgach marksizmu zapisane, a życiową praktyką więcej było sprzeczności niż podobieństw, owa praktyka zmieniała się wielokrotnie i trudno się było zdecydować, czy o istocie wartości marksistowskich wnioskować na podstawie praktyki – a jeśli tak, to której – czy raczej teorii, skoro jej cytowanie bywało traktowane jako odstępstwo od niej samej.
Oczywiste było jedno: jakiekolwiek by te marksistowskie wartości były albo i nie były, na wszystkich ciążył obowiązek składania deklaracji, iż najusilniej pragną je respektować.
« Walc Jan, Wartości mojej młodości. Życie Warszawy, 8 stycznia 1993