Odejście Gomułki
Należę do pokolenia, które propagandzie PZPR-owskiej poddane było od kołyski - w momencie powstania tej partii i przejęcia przez nią władzy liczyłem sobie 6 tygodni. Więcej – tak się nieszczęśliwie złożyło, ze nie miałem nigdy okazji wytknąć nosa za żelazną kurtynę i tym samym wystawić się na jakieś silniejsze oddziaływanie tamtejszych miazmatów, tak więc moje spojrzenie na świat kształtowało się tu, w Warszawie, pod okiem czuwających nade mną partyjnych specjalistów od wychowania, ideologii, propagandy i nauki, jestem przeto bardziej Polakiem niż Europejczykiem.
W tej sytuacji byłoby naiwnością przypuszczać, ze sączona mi przez 30 lat propaganda nie pozostawiła na mojej świadomości żadnego osadu, chociaż od dziecka sprawiałem trudności wychowawcze ze względu na dążenie do niezależności własnych sądów i decyzji. Walkę o tę niezależność, prowadzoną na bardzo rozmaitych poziomach, można by długo opisywać, obecnie chodzi mi głownie jednak o podkreślenie, ze nawet po tak istotnym doświadczeniu pokoleniowym, jakim był Marzec, który nieuchronnie musiał mnie zaprowadzić do XII Pawilonu mokotowskiego wiezienia, nawet jeszcze wtedy bylem głęboko przekonany, iż po stronie prześladującej mnie niesprawiedliwie władzy – znajdują się jakieś racje.
Sądziłem oczywiście, podobnie jak setki moich rówieśników, ze są to racje absolutnie niesłuszne, ze należy podjąć walkę o naprawę ustroju, który po październikowej odwilży znów popadł w „błędy i wypaczenia”.
Bylem najgłębiej przekonany, ze zaistniały stan rzeczy rychło ulegnie naprawie, ze dnie rządzącej ekipy, która „oderwała się od narodu” są policzone i grudzień roku 1970 nie był dla mnie w najmniejszej mierze zaskoczeniem; jesienią 1970 roku założyłem się nawet z pewnym studentem nauk politycznych o butelkę dobrej wódki, ze Gomułka nie dotrwa na swoim stanowisku do końca roku akademickiego.
« Walc Jan, Postaw czerwonego sukna, Krytyka nr 2, 1978
Tagi: Grudzień 1970, Gomułka Władysław