Ryszard Holzer, Honor i powielacz
Honor i powielacz: ostatnia książka Jana Walca opowiada o polityce, miłości i zdradzie...
Wydana w ponad dwa lata po śmierci Jana Walca jego książka "Ja tu tylko sprzątam" jest zbiorem felietonów i artykułów. Większość z nich była drukowana w "Życiu Warszawy" i w nie istniejącej już "Wokandzie" w latach 1990-1992, kiedy miały miejsce wydarzenia fundamentalne dla najnowszej historii Polski.
Walc - krytyk literacki, publicysta równie błyskotliwy, jak kontrowersyjny, autor i redaktor podziemnych pism i wydawnictw lat 70. i 80. - był ich bacznym obserwatorem. Największą wartością książki nie jest jednak zapis wydarzeń, lecz zapis stanu inteligenckiej świadomości i inteligenckich emocji w okresie demokratycznych i wolnorynkowych reform.
W gruncie rzeczy jest to opowieść o miłości. O końcu miłości. Na początku, w latach 70. i 80., wszyscy się kochali i byli razem - zjednoczona przez opór przeciw totalitarnej władzy inteligencja o solidarnościowo-opozycyjnym rodowodzie. Na końcu jest trochę wzajemnych pretensji, niezbyt wielka partia i schodząca z areny dziejów klasa. Bo, jak Janek pisał, "dożywa również swojego czasu i moja formacja - anachronicznej w dzisiejszym świecie inteligencji, której dawno już by nie było, gdyby jej niechcący nie ocalił komunizm. któremu musiała opierać się przez dziesięciolecia'’.
Więcej nawet, dożywa swego czasu pokolenie "okute w powiciu", rozumujące kategoriami nie przystającymi do nowej rzeczywistości. Walc przyrównuje je do Żydów, z którymi Mojżesz chodził 40 lat po pustyni, by wymarli ludzie o mentalności niewolników faraona... kompletnie nieprzydatni do budowy samorządnego i niezależnego Izraela... "Nasz pokoleniowy pech, że akurat na nas przypadło te 40 lat i że to my musimy wymrzeć, żeby wszystko bylo normalnie i żeby otworzyly się wrota do Ziemi Obiecanej".
Potrafił zrozumieć zachowania zagubionych na pustyni reform Polaków. Bez zgody na głupotę, ale i bez pogardy dla niej. Jeden z najciekawszych tekstów tej książki to "Młotem prędzej", z kwietnia 1991 r. - zapis konfliktu w podwarszawskim Józefowie, gdzie Marek Kotański próbował zainstalować dzieci chorych na AIDS. Walc nawet rozumie, dlaczego szef MONAR-u nie poświęcił czasu na przekonywanie. Nie poświęcił, bo go nie miał, "swoim chorym musi pomagać już teraz, w tej chwili, bo przecież oni są i muszą się gdzieś podziać... dość, że Kotański nie próbował mieszkańców Józefowa przekonać - próbował ich zmusić".
O to samo właśnie Walc miał pretensje do kolejnych rządów solidarnościowych: "W demokratycznym państwie polityka polega głównie na przekonywaniu, o czym nasi politycy zdają się nie wiedzieć albo nie pamiętać. Kto bowiem podejmuje decyzje, o których słuszności nie potrafi opinii publicznej przekonać, narusza tym samym kredyt zaufania, jakim został obdarzony, i powinien pamiętać, że przyjdzie mu kiedyś rachunek zapłacić".
Książka Walca nie jest analizą tego, jak doszło do płacenia rachunku. Jest subiektywnym, często niesprawiedliwym, ale fascynującym dziennikiem pokazującym, jak powstawało i powiększało się pęknięcie pomiędzy - "panem Janeczkiem", jak Walc lubił pisać o sobie - polskim inteligentem w średnim wieku, a wyłaniającą się z tejże inteligencji elitą polityczną.
Jan Walc nie był oczywiście jakimś tam sobie inteligentem.
Był jednym z najwybitniejszych intelektualistów młodszego pokolenia KOR-owców. Pewnie dlatego to rozejście się dwóch części inteligencji - rządzących i rządzonych - odbierał tak osobiście, boleśnie. Był przecież kolegą Zbyszka Bujaka, Andrzeja Celińskiego, Jacka Kuronia czy Adama Michnika.
Może właśnie nazwisko Michnika jest tu szczególnie istotne. Michnik jest jedną z głównych postaci tej książki, ważnym punktem odniesienia. Autor "Dziejów honoru w Polsce" był dla Walca, jak dla wielu z jego pokolenia, kimś szczególnym, wyjątkowym. Nie mógł więc Walc zaakceptować tego, że Michnik był i pozostaje przede wszystkim własnością Michnika.
Ten stosunek Walc pokazał relacjonując, jak to Michnik "zwierzył się" Wojciechowi Jaruzelskiemu: "Ja w myśli rozmawiałem z Panem przez te parę lat po wprowadzeniu stanu wojennego właściwie codziennie". Walc z gorzkim humorem komentuje to wyznanie: "Nigdy nie przychodziło mi do głowy, że dałoby się budować zdania, których podmiotem miałbym być wspólnie z gen. Jaruzelskim bądź kimś spośród jego towarzyszy - przeciwnie, za swojego towarzysza uważałem Adama Michnika i niemało razem robiliśmy. Obecne wyznania Michnika stawiają mnie w wyjątkowo głupiej sytuacji: oto okazuje się, że gdy faktycznie robił to ze mną, jednocześnie w myślach robił to z Jaruzelskim, trudno więc byłoby się dziwić, gdybym urządził teraz scenę zazdrości z tłuczeniem talerzy etc... A najgorsze w tym wszystkim - myślę jak każda zdradzana żona - że z taką szantrapą."
Walc był bowiem zdecydowanym antykomunistą.
I miał pretensje do tych, którzy uważali, że po Okrągłym Stole problem przestał istnieć. Podkreślał, że Polska jest jedynym krajem w tej części Europy, w którym "byłe kierownictwo państwa ciągle jeszcze nie jest niepokojone przez prokuratora". A zarazem rozumiał powody politycznych kompromisów. Uważał, że jego przyjaciele-politycy odeszli od zasad opisanych w "Dziejach honoru w Polsce", ale rozumiał, dlaczego odeszli, dlaczego "ów »honor w Polsce« staje się zjawiskiem historycznym". Pisał o "hrabim Rolandzie", który nie dmie w róg, bo nie honor mu wołać na pomoc przeciw Saracenom. A przecież "wiemy wszyscy, że hrabia Roland popierał z całej mocy pierwszy w pełni suwerenny rząd francuski sformowany przez Karola Wielkiego i wiemy również, że Karolowi potrzebne jest poparcie rycerza Rolanda. I jest absolutnie oczywiste, że śmierć hrabiego jest poważnym ciosem dla rządu Karola W. i utrudnieniem w realizacji jego programu, tak politycznego, jak gospodarczego, a chodziło, jak pamiętamy, o dokonanie we Francji przemian na skalę dziejową".
Więc "pan Janeczek" wie, że choć przedtem przy powielaczu po wielekroć rozmawiał z hrabią Rolandem o tym, że to nie honor dąć w róg, to teraz zasady są inne, chwila jest inna i nie chodzi o to, "by na dnie z honorem lec". Chciałby tylko wiedzieć, czy rezygnacja z dawnych zasad miała sens.
Chciałby, aby autor "Dziejów honoru w Polsce" napisał kiedyś drugi tom swojej pracy i żeby tam było o tym, jak hrabia Roland przyjeżdża do Magdalenki i jak oni potem ze sobą żyli - czy bardzo długo i szczęśliwie".
Jan Walc "Ja tu tylko sprzątam", wydawnictwo Szpak, Warszawa. Promocja książki odbędzie się w kawiarni Czytelnika w Warszawie dziś o godz. 18.00
« Holzer Ryszard , Honor i powielacz, Gazeta Wyborcza, nr 242, 1995