Samotność dwóch oficerów
Zarówno wyrok, jak i cały przebieg procesu toruńskiego najlepiej można podsumować historycznym już zdaniem Jacka Kuronia, wypowiedzianym przez niego w nocy 13 grudnia 1981 do milicjantów, którzy przyszli go aresztować:”I tak wam nic z tego nie wyjdzie, cofniecie się wpół drogi”.
Jest to szokujący paradoks, bo nie po to wyprowadza się zazwyczaj czołgi na ulice, aby uprawiać polityczny hamletyzm, a przecież to właśnie czyni generał Jaruzelski.
Zamordowanie ks. Popiełuszki, jego pogrzeb, śledztwo w sprawie zabójstwa, a na koniec proces były zdarzeniami, które powinny szefa rządu zmusić do samookreślenia. do nowego ułożenia stosunków z rożnymi krajowymi siłami politycznymi. W tej sytuacji Jaruzelski dokonał trudnej sztuki: zdołał skonfliktować się ze wszystkimi — zantagonizował hierarchię kościelna, którą przebieg procesu i sposób jego relacjonowania przez polskie środki masowego przekazu zmusił do zajęcia stanowiska znacznie ostrzejszego niż to, które by z własnej woli chciała zajmować, poderżnął gałąź, na której siedzi, odbierając policji politycznej poczucie bezkarności i pouczając ją, że za słuchanie rozkazów przełożonych można dostać 25 lat więzienia, a przy tym wszystkim bynajmniej nie usatysfakcjonował społeczeństwa, realizując klasyczną zasadę komunistycznej ekonomiki - zaangażować maksymalne środki dla osiągnięcia minimalnych efektów.
Jest następnym przerażającym paradoksem, że zachowanie władz w sprawie zabójstwa ks. Popiełuszki w swoisty sposób było przyznaniem politycznych racji kapitanowi Piotrowskiemu, którego pełnomocnik rodziny księdza, mec. Jan Olszewski, określił mianem samozwańczego szeryfa. Ten oficer, przy całej potworności swojej zbrodni, przez cały czas zachowywał się jak mężczyzna, który w imię jakichś - choćby najgorszych — racji działał i nie zamierza się ich wypierać ani prosić o litość Piotrowski powiedział, że postanowił porwać i zamordować ks. Popiełuszkę nie mogąc dłużej znosić niezdecydowania władz cofających się ciągle przed wyciąganiem konsekwencji z prowadzonej polityki, władz, które ciągłe powtarzając A i nie mogąc zdobyć się na powiedzenie B, wyglądają równie żałośnie jak oskarżony Chmielewski.
Jeżeli działania kpt. Piotrowskiego miały być sygnałem tak czy inaczej planowanego puczu, wstępem do próby przejęcia formalnej czy faktycznej władzy przez twardogłowych, czyli przedstawicieli nomenklatury uważających, że generał Jaruzelski nie dość skutecznie i konsekwentnie realizuje jej interesy, to proces toruński wykazał, że kpt. Piotrowski i jego mocodawcy mieli rację: nikt już dziś w Polsce nie może liczyć, że generał Jaruzelski po męsku rozwiąże kiedykolwiek jakikolwiek spośród stojących przed nim problemów A tego się przecież towarzysze po nim spodziewali.
Kapitan Piotrowski powiedział w swoim ostatnim słowie, że jest gotów na wszystko, że chętnie odda swoje młode życie dla idei, byleby tylko mógł widzieć sens swojej ofiary, wspomina, że przed kilku laty ze szpitalnej sali reanimacyjnej ledwie mogąc utrzymać ołówek w ręku napisał do zony kartkę, w której prosił, by wychowała dzieci na dobrych Polaków—komunistów.
Cytuje słowa Józefa Wybickiego, twórcy polskiego hymnu narodowego, i sala zastyga w podziwie, grozie i oczekiwaniu, czy spod grożącej mu szubienicy rzuci w twarz swoim sędziom słowa: ’’Jeszcze Polska nie zginęła”, do czego wprawdzie nie dochodzi, ale bardzo jest niedaleko. Spod tej szubienicy, której sąd mu ostatecznie oszczędził, kieruje swoje przesłanie do towarzyszy broni, kreując się na męczennika ich spraw, na ubeckiego świętego, i reaguje oburzeniem, kiedy prokurator nieprzychylnie te jego enuncjacje komentuje. Kapitan uważa, że kiedy zegną się z towarzyszami, kiedy mówi do nich o swoich uczuciach — nikomu nie wolno wtrącać się w tę intymność.
Kapitan najwyraźniej chce z tej sali sądowej, jak chyba zresztą każdy stojący przed sądem więzień polityczny, przekazać swoje przesłanie następcom — bo przecież kapitan postrzega sam siebie właśnie jako więźnia politycznego, a nie jako mordercę, ale czy ma komu przekazać to przesłanie? Czy te dzieci, które kapitanowa ma wychować na komunistów, znajdą sobie miejsce w świecie sflaczałego komunizmu generała Jaruzelskiego, podtrzymywanego już tylko przez gorset munduru?
Jeśli myśleć o rezultacie tego procesu, to był on wielką przegraną kapitana, chociaż udało mu się ujść z życiem, porażka jego polega na tym, że naśladowców będzie miał nie on, ale ksiądz Jerzy, który życie utracił i wygrał po polsku: przez śmierć życiodajną dla innych.
podpisane: Zbigniew Rożnowski
« Walc Jan, Samotność dwóch oficerów, Tygodnik Mazowsze, nr 51, 28/02/1985