Nieszczęsna gruba kreska
Nieszczęsna gruba kreska, która później miała wejść w przysłowie, chciała być sposobem zabezpieczenia nas wszystkich przed zsunięciem się w niszczący wszystko odwet, a ku zaskoczeniu wielu szlachetnych męczenników stała się czymś zgoła innym: fundamentem niesprawiedliwości i przyczyną wielkiej zbiorowej frustracji.
Wczorajsi satrapowie, którzy cudem uniknęli losu Nicolae Ceausescu, poczuli się w pełni bezkarni, i zamiast skrywszy się w mysią dziurę cieszyć się, że uszli cało, natychmiast zapragnęli wywalczyć sobie utrzymanie albo wręcz wzmocnienie dawnej pozycji w nowej rzeczywistości, na przykład zakładając spółki, których jedynym celem było przepompowanie państwowego majątku do ich prywatnych, bezpartyjnych już teraz kieszeni.
Stalo się powszechnym doświadczeniem ostatnich dwóch lat, że ci, którzy powinni ponieść odpowiedzialność za to wszystko, co zrobili z naszym krajem, nie dość, że odpowiedzialności tej nie ponoszą, to jeszcze mają się znacznie lepiej od nas, których w tę bryndzę wpakowali. I na to nie można patrzeć spokojnie. Nie ma takiej siły.
13 października 1991
« Walc Jan, Chłop i żmija, 13 października 1991, Wokanda, cykl felietonów: Z ekspertyz firmy konsultingowej, przedruk: Ja tu tylko sprzatam, Warszawa 1995
Jedność na normalność zdecydowanie zamienię
(...)Było nieszczęściem rządu Mazowieckiego, że był to rząd bez alternatywy – od samego początku zarówno jego członkowie, jak i znaczna część parlamentarzystów uznała, że żadnej alternatywy nie ma i nie będzie. Rozumując w ten sposób członkowie rządu każdą formę krytyki postrzegali jako przejaw wrogości, w związku z czym żadnych argumentów nie byli ciekawi, sądzili, że jeśli sobie zatkają uszy, będą mogli lepiej i wydajniej pracować.
Najbardziej imponujące, że nawet w okresie kampanii wyborczej nie uznali za stosowne uszu odetkać, sądząc bezustannie, że nikt nie ma im niczego naprawdę ważnego do zakomunikowania aż ze zdziwieniem dowiedzieli się o swojej dymisji.
Oni się po prostu zarazili owym hasłem o „moralno-politycznej jedności” i do końca nie przyjęli do wiadomości, że nawet w najważniejszych sprawach nie tylko mogą, ale powinny istnieć alternatywne rozwiązania, mające swoich, również różnych, zwolenników. I że wszyscy oni powinni być wysłuchani.
Rząd Tadeusza Mazowieckiego był szalenie z siebie, jako pierwszego niekomunistycznego rządu w Europie Wschodniej, dumny – nie udało mu się jednak rozpocząć nowej epoki, a tylko zakończyć starą – cała nadzieja w tym, że był to ostatni polski rząd, który zatykał sobie uszy, aby społeczeństwo głupimi uwagami nie przeszkadzało mu w rządzeniu.
« Walc Jan, Jedność na normalność zdecydowanie zamienię, 16 grudnia 1990, Wokanda, cykl felietonów : Z notatnika korespondenta wojennego, przedruk: "Ja tu tylko sprzatam" Warszawa 1995
W łapach Kuronia
Bardzo to pouczające, co się wokół Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej dzieje: partie wałczą na śmierć i życie, a bezrobotnych przybywa. Mianowanie szefem tego resortu Jacka Kuronia było jedną z nielicznych trafnych decyzji personalnych Tadeusza Mazowieckiego.
Polska jest bowiem – jak powszechnie wiadomo – krajem katolickim, i tak jest tej swojej katolickości pewna, że troskę o słabych, przegranych, nieszczęśliwych, ową – jak to się niegdyś nazywało – caritas, może pozostawić w łapach Kuronia o zabazgranym na czerwono życiorysie, trudno przecież oczekiwać, żeby zupą dla ubogich zajmował się jakiś biskup.
17 stycznia 1992
« Walc Jan, Teraz trzeba odwołać fachowca, 17 stycznia 1992, Życie Warszawy; cykl felietonów: Nie do życia, Jan Walc, "Ja tu tylko sprzątam", W-wa, 1995