Smutne oczy zawsze wzruszą?
Starożytni uczynili symbolem macierzyńskiego bólu Niobe, która się dziećmi swoimi pyszniła, czym wywołała gniew Latony, a więc niechcący sama stała się przyczyną śmierci swoich dzieci. Chrześcijaństwo uczyniło symbolem tego bólu Matkę Boską, uważając, że w takim nieszczęściu, jakim jest utrata syna, nic nie może być dla matki pociechą, nawet Jeśli jej syn poświęcił życie dla zbawienia świata.
Czy Judasz miał matkę? Nikt o tym nie wspomina. W szczególności nikt nie przedstawia zbolałej starej kobiety z odciętym ze stryczka Judaszem na kolanach. A przecież to taki wspaniały temat! Przecież matka, która utraciła dziecko w tak straszny sposób, jest chyba jeszcze nieszczęśliwsza niż wszystkie inne matki, które dzieci swoje utraciły, nie może bowiem pocieszyć się, że Orszulka poszła do nieba, nie może nikogo – nawet złego losu – o śmierć syna swojego obwiniać. A jednak to nie matka Judasza stała się z jakichś względów symbolem macierzyńskiego bólu, i to jako żywo nie dlatego, że Judasz był sierotą, co też oczywiście możliwe.
Najwięksi nawet zbrodniarze mają swoich bliskich, ludzi, którzy mimo wszystko mogą ich kochać – ale ta sprawa objęta jest od zawsze obyczajowym tabu; Jeśli nie ma wątpliwości co do winy – nie wypada mówić o bólu matki skazanego zbrodniarza czy łzach sierot, jakie po nim pozostaną. I właśnie to tabu zostało oto złamane: w dziesiątą rocznicę śmierci Bogdana Włosika, 20-letniego chłopca z Nowej Huty zastrzelonego przez kapitana SB, „Gazeta Wyborcza” opublikowała reportaż Pawła Smoleńskiego zestawiający nieszczęścia dwu nowohuckich rodzin: rodziców Bogdana Włosika oraz żony i dzieci skazanego niedawno za owo zabójstwo emerytowanego kapitana SB.
Zestawienie to wypadło zresztą zdecydowanie na niekorzyść państwa Włosików, którzy domagają się kary dla zabójcy (bo kapitan prawomocnie skazany, ale czegoś nie siedzi) – ich postawa robi na Smoleńskim raczej nieprzyjemne wrażenie, bo pragnienie zemsty jest nieładne, a w dodatku i niechrześcijańskie. A córeczka kapitana ma smutne oczy, i jest w ogóle nieszczęśliwa, bo przecież tatusia mogą w końcu aresztować. A sam tatuś morderca ma, biedactwo, chore serce, o czym dowiadujemy się z wielu szczegółów. 0 tym, jakie oczy ma pani Włosikowa ani o stanie jej serca Paweł Smoleński czytelników nie informuje. Można by to pewnie wyjaśnić względami czysto profesjonalnymi: z dziennikarskiego punktu widzenia łzy pani Włosikowej albo jej dolegliwości sercowe – to po prostu nie jest wiadomość.
Ale przecież nie o to tutaj chodzi – reportaż Smoleńskiego jest świadomym przełamywaniem tabu, jest częścią większej całości o charakterze edukacyjnym, mającej na celu skłonienie czytelników „Gazety Wyborczej” do wybaczenia Czerwonemu. Przecież jeszcze zanim się to wszystko zaczęło, w połowie lat siedemdziesiątych, bard naszego pokolenia, Jacek Kleyff, śpiewał proroczo: „Są w kraju tym rachunki krzywd, lecz gdy tłum będzie gonił kogoś w strzępach munduru, ślepą drogą, to, póki co, uchylę drzwi”. Bardzo tę piosenkę lubiłem, tym bardziej że w proroctwo Kleyffa wierzyłem, a na dodatek taki rozwój sytuacji był dla mnie niezwykle korzystną ofertą: zaiste godne to i sprawiedliwe ratować człowieka przed linczem.
W ciągu kilkunastu lat od powstania tej piosenki bodaj raz jedyny chciano milicjantów linczować w Otwocku, w maju 1981, a i to była sytuacja, w której winę za powstałe niebezpieczeństwo linczu w większej mierze ponosiła władza, która nie chciała zwolnić niesłusznie aresztowanych, niż rozgorączkowany tłum, gotowy mścić się na zakładnikach.
Może to zasługa Jacka Kleyffa i jego piosenki, może to proroctwo okazało się fałszywe dlatego właśnie, że zostało w czas sformułowane jako przestroga – dość, że można dziś z całą pewnością powiedzieć, że akurat tego zła udało nam się uniknąć.
Nikt nie uciekał ani nie ucieka ślepą drogą ani w strzępach munduru, obawiając się o życie – przeciwnie, byli towarzysze mają się świetnie, a emerytowany kapitan SB czuje się niewinny, a nawet powiada, że to Włosik ponosi odpowiedzialność za całą tę nieprzyjemną historię, która mu się przytrafiła. Szlachetne jest uchylić drzwi człowiekowi gonionemu, ale dlaczego otwierać na oścież serce i łamy gazety przed mordercą, który z całą otwartością przyznaje się do swojego czynu i powiada, że miał prawo zamordować?
To przekracza już nie tylko granice zrozumienia, to może przekroczyć granicę znacznie niebezpieczniejszą: boję się, aby Paweł Smoleński nie sprowokował kogoś do linczu. A jeśliby tak się stało, to nie chcę oglądać jego smutnych oczu.
16 października 1992
« Walc Jan, Smutne oczy zawsze wzruszą?, 16 października 1992, Życie Warszawy, cykl felietonów: Nie do życia, przedruk: Jan Walc, "Ja tu tylko sprzątam", W-wa, 1995