Arka przymierza między dawnymi a młodszymi laty (Pan Tadeusz) rozdział 8 książki "Architekt Arki"
Ile cię cenić trzeba, ten tylko się dowie
Kto cię stracił.
— to wszystko, co się złożyło na Pana Tadeusza, tylekroć opisywane i analizowane, poprzedzone zostało autorską deklaracją, mówiącą prosto i wyraźnie, że ze znaczenia wartości owych po eta niedawno jeszcze nie zdawał sobie sprawy. Gdzie przebiega ta granica nie jest łatwo powiedzieć, bo i nie wiadomo właściwie, kiedy Mickiewicz ojczyznę utracił, jakiego rodzaju dystans był mu niezbędny, aby Pana Tadeusza napisać.
Na pewno rzecz nie tylko w odjeździe, nawet odjeździe przymusowym; kiedy na akermańskich stepach słyszy poeta ciągnące żurawie, nie myśli, że je znał kiedyś na polskim ugorze, ich głos nie jest oczekiwanym głosem z Litwy, a i później jeszcze, podczas podróży po Europie, nawet w Dreźnie,. kiedy padają dramatyczne słowa ja i ojczyzna to jedno, daleko jeszcze do chwili, kiedy ojczyzna owa stanie się czymś tak konkretnym, zwyczajnym, jak to ma miejsce w Panu Tadeuszu, gdzie, mimo całe Mickiewiczowskie mitotwórstwo, staje się ona r z e c z ą p o s p o l i t ą — chociaż świętą.
Ale to znowu nie jest cala prawda, bo jak to u Mickiewicza: co pozornie jasne, w istocie splątane — przecież przy całej nowości, odmienności jego postawy, tego do siebie samego, do życia i do świata stosunku, z jakiego zrodził się Pan Tadeusz, ostatnie dzieło Mickiewicza jest zarazem wypełnieniem tego wszystkiego, co leżało u podstaw filomatyzmu, jest odnalezieniem owego kamienia filozoficznego polszczyzny, którego wileńscy studenci poszukiwali w swoich etnograficznych uganianiach się za ludowymi balladami czy pieśniami, mając nadzieję w nich właśnie odnaleźć owe prawdy żywe i żywiące, odnaleźć to; co wspólne i ważne, poprzez te pieśni proste dotrzeć do samego środka, do jądra gęstwiny.
Dla filomackiej perspektywy spojrzenia na świat było szczególnie istotne postrzeganie go zawsze od strony zbiorowości, przyda wanie znaczenia temu, co wspólne, uniwersalne, powszechne. To perspektywa Ody do młodości, owo razem młodzi przyjaciele, owa dążność do działania wspólnego na rzecz powszechnego dobra. Ale też nie można tych filomackich deklaracji przyjmować zupełnie bezkrytycznie, nie dostrzegając, ile było w nich w istocie elitaryzmu, samozwańczego mianowania się reprezentatywnymi przedstawicielami zbiorowości.
I tutaj Pan Tadeusz, będąc kontynuacją postawy filomackiej, przynosi jednocześnie jej istotną korektę: w roku 1820, kiedy Mickiewicz mówił:
Patrz na dół — kędy wieczna mgła zaciemnia
Obszar gnuśności zalany odmętem;
To ziemia!
w znacznej mierze miał na myśli to wszystko, co złożyło się później na obraz Dobrzyna i Soplicowa. W roku 1832, pisząc Księgi narodu i pielgrzymstwa polskiego, Mickiewicz wszystko, co przedtem atakował — ubóstwił; w Panu Tadeuszu przychodzi pora na uspokojenie i uzwyczajnienie, pora na próbę akceptacji Polski nie tyle jako wyhołubionej jakiejś idei wspaniałej, Ale dotykalnej rzeczywistości.
I jest przecież jednocześnie tak, że Pan Tadeusz to właściwie pierwszy, a zarazem jedyny tekst Mickiewicza będący opisem świata, a więc taki, w którym autor godzi się uznać swoją wobec rzeczywistości podrzędność, rezygnuje z ambicji stworzenia świata na nowo, a kontentuje opisywaniem go takim, jakim jest.
Oczywiście, dokonując wielce znaczących wyborów, selekcji, po mijając strefy ulewy i grzmotu, ale jednocześnie godząc się na prymat istniejącego nad wykreowanym, sztucznie wywiedzionym z najwspanialszych choćby idei. Tak się Pana Tadeusza zawsze czytało, z tak odczytywanego pisaliśmy wszyscy szkolne wypracowania. I wielce prawdopodobne, że takiego odczytania sam poeta sobie życzył.
Ale owe wybory, selekcje i syntezy, na jakich opiera się opis świata w Panu Tadeuszu wielce są znaczące — Mickiewicz nawet opisując tylko — prowadzi niezwykle złożoną, wielokierunkową działalność pedagogiczną, oświatową, polityczną, a realia poematu czasem muszą się tym wyższym celom podporządkowywać. Pan Tadeusz został bardzo dokładnie przebadany i opracowany, włącznie z pracami z dziedziny botaniki, geografii czy prawa; starano się, częstokroć dowodząc kompletnej głuchoty literackiej, znaleźć konkretne odniesienia dla wszystkiego, co się w tym poemacie znajduje, prowadzono spory o dzięcielinę czy świerzopa (w gruncie rzeczy do dzisiaj nie udało się ustalić, co to właściwie jest), stosowano do tekstu Mickiewicza zasady egzegezy właściwe bardziej analizom tekstów objawionych niż utworów literackich.
Znacznie mniej niż tym analizom szczegółowym poświęcano uwagi analizie sensu, tu bowiem czyhały niebezpieczeństwa po ważniejsze niż omyłkowe wzięcie rzepaku za świerzop. Pisząc o młodzieńczej, balladowej twórczości Mickiewicza cytowaliśmy wierszowany komentarz Czeczota do Lilii:
Boś ty, Adamie, pobredził
I mówił co ci się śniło,
A powieściś upośledził,
O jakich starym marzyło i
a przecież z tego samego ducha są niekiedy komentarze czołowych naszych mickiewiczologów, tyle, że wygłaszane ze stosownymi rewerencjami — bo kiedy na przykład profesor Pigoń komentując opis soplicowskiego gospodarstwa
I stodołę miał wielką i przy niej trzy stogi
Użątku, co pod strzechą zmieścić się me może;
(I, 3031)
— z wyraźnym smutkiem i leciutką przyganą powiada, że rok 1811 był w rzeczywistości nieurodzajnyii — to słychać wyraźnie głos Czeczota — dobrego, wiernego i tak niewiele rozumiejącego przyjaciela.
Badacze rozstrząsają z powagą, czy Tadeusz przyjechał do Soplicowa w piątek czy w niedzielę, ciągle coś im się biednieńkim nie zgadza, co tłumaczą nieuwagą poety (oni sami są oczywiście uważni), który, przepisując gotowy już poemat i usuwając jedne fragmenty, a dopisując nowe, nie zgrał wszystkiego ze sobą; Ale przecież uda się to wszystko wytłumaczyć: akcja poematu miała się — wedle pierwotnych planów Mickiewicza — toczyć nieco wcześniej, więc może jakiegoś takiego roku, który był urodzajny
i Pigoń nie musiałby się martwić zbożem, nie mieszczącym się Sędziemu w stodole, albo przynajmniej innego dnia, bo w sobotę na śniadanie Sędzia nie mógłby kazać podać wędlin (tym zdaniem niepokoił się już Władysław Nehring w roku 1884); w tej sytuacji na zadawanie pytań poważniejszych nie starcza na ogół czasu i sił.
Elementary, my dear Watson, chciałoby się powiedzieć tym detektywom badającym zgodność poematu z kalendarzem — to wam się nigdy nie może zgodzić, bo Mickiewicz, nawet wtedy, gdy opisuje rzeczywistość, nie może powstrzymać się od chętki ingerowania w nią, przeto opisuje niekoniecznie te obyczaje, które były typowe czy charakterystyczne, a te, które uważa za godne opisania, utrwalenia, przechowania w pieśni, która ujdzie cało.
Pan Tadeusz nie był bynajmniej bestsellerem, jego pierwsze trzytysięczne wydanie z roku 1834 nie chciało się rozejść, i nie sprzedane egzemplarze, po zmianie okładki i karty tytułowej, sprzedawał Januszkiewicz jako kolejne tomy (V i VI) wydania zbiorowego z 1838 roku, a mimo wszystko — jeśli wierzyć informacji Słowackiego, do którego obiektywizmu w tej sprawie, przy całym należnym szacunku, nie można mieć zaufania — a więc mimo wszystko Januszkiewicz stracił na. wydaniu tej książki, tak że Pan Tadeusz nie miał za życia autora osobnego drugiego wy dania (przedrukowano go tylko w Pismach z roku 1844), a na pozycję Biblii polskości wywindowali go dopiero znacznie później pozytywiści, i to oni właśnie, w ramach swojej pracy u podstaw zanieśli poemat pod strzechy.
Odnotujmy, że współcześni widzieli przede wszystkim anachroniczność Pana Tadeusza ; szczególnie interesujące, że będący wówczas 80-letnim starcem Niemcewicz pisał w swoich pamiętnikach: Jest to zbiór obrazów i zwyczajów narodowych; gładko, trafnie, dowcipnie skreślonych. Za lat 20, jeśli Bóg nie uwolni nas od jarzma moskiewskiego, trzeba będzie do poematu tego not objaśniających iii.
Bo nie był Pan Tadeusz bynajmniej obrazem takiej Polski, jaką opuścili ci, którzy stworzyli Wielką Emigrację, i dlatego jej nestorowi, który mógłby być dziadkiem poety, wydawał się on dotyczyć zamierzchłej przeszłości. Bo i jest z przeszłości w tym poemacie bardzo wiele, a z przeszłością zazwyczaj kojarzony duch konserwatyzmu dopełnia miary; w istocie świat przez poetę stworzony jest wyrafinowaną kombinacją rzeczywistych elementów z przeszłości właśnie branych, raz bardziej, raz mniej w czasie odległej, z elementami teraźniejszości, a także i tymi, które Mickiewicz wprojektować chciał w przyszłość — i przecież ten właśnie sukces odniósł.
Było to możliwe dzięki zastosowaniu subtelnego środka technicznego, zasadzającego się na niebywałym wprost połączeniu czy raczej skrzyżowaniu różnych gatunków literackich i właściwych im sposobów przedstawiania świata. Moment ami Mickiewicz stosuje techniki nazwane poźniej naturalistycznymi czy nawet werystycznymi. Oto zabawny przykład:
Wszyscy poświadczą, cała armija to powie,
Że w tej drugiej armiji, w korpusie dziewiątym,
W drugiej pieszej dywizji, w pułku pięćdziesiątym
Jegierskim, major Płut jest pierwszy mazurzysta.
Pan Tadeusz, IX, ww. 292-295
A oto ustalenia historyków: według danych z Arch. Sztabu w Moskwie, pułk 50 jegierski, sformowany w 1812 r., należał istotnie do dziewiątego korpusu drugiej armii, 25 dywizji; d. 6 maja 1812 przybył na kwaterę do Nowogródka, który opuścił, udając się na plac boju, w dniu 22 czerwca tego roku. Prawdopodobnie wtedy rodzina Mickiewicza, a może i on bezpośrednio poznał niektórych oficerów tego pułku. (...) Nazwisk Rykowa i Płuta, prawdopodobnie zmyślonych, na liście oficerów z r. 181420 nie znajdujemy iv.
Podajemy ten przykład właśnie ze względu na jego imponującą nie tylko dokładność, ale i swojego rodzaju bezinteresowność: przytoczone szczegóły nie mają żadnego znaczenia w żadnym po rządku (oczywiście poza porządkiem Archiwum Sztabu) i jeżeli umieszcza się je w poemacie, to tylko dla demonstracji dokładności. Odnotujmy jednak dla ścisłości wszelkiej, że dwudziesta piąta dywizja, która ma sylab 8, i której w związku z tym żadna siła nie jest w stanie wepchnąć w trzynastozgłoskowiec, zmienia się bez zbędnych formalności w drugą dywizję pieszą, mającą potrzebnych w tym miejscu sylab 7. Jeśli zważymy jeszcze, że 50ty pułk jegierski sformowano w roku 1812, przeto w okresie zajazdu w Soplicowie, latem 1811 jeszcze nie istniał, będziemy mieli weryzmu Pana Tadeusza wyśmienity przykład.
Warto również wspomnieć i o kawie; w Soplicowie:
Tu roznoszono tace z całą służbą kawy,
Tace ogromne, w kwiaty ślicznie malowane,
Na nich kurzące wonnie imbryki blaszane
I z porcelany saskiej złote filiżanki,
Przy każdej garnuszeczek mały dla śmietanki.
Takiej kawy jak w Polszcze nie ma w żadnym kraju:
W Polszcze, w domu porządnym, z dawnego zwyczaju,
Jest do robienia kawy osobna niewiasta,
Nazywa się kawiarka; ta sprowadza z miasta
Lub z wicin bierze ziarna w najlepszym gatunku,
I zna tajne sposoby gotowania trunku,
Który ma czarność węgla, przejrzystość bursztynu,
Zapach moki i gęstość miodowego płynu.
Wiadomo, czym dla kawy jest dobra śmietana;
Na wsi nie trudno o nię: bo kawiarka z rana,
Przystawiwszy imbryki, odwiedza mleczarnie
I sama lekko świeży nabiału kwiat garnie
Do każdej filiżanki w osobny garnuszek,
Aby każdą z nich ubrać w osobny kożuszek.
Panie starsze już wcześniej wstawszy piły kawę,
Teraz drugą dla siebie zrobiły potrawę
Z gorącego, śmietaną bielonego piwa
Pan Tadeusz, II, 492-513
Zacytowaliśmy ten długi i malowniczy opis staropolskiego obyczaju kawiarnego, bowiem tak się złożyło, że Mickiewicz, miłośnik i piewca — w Zimie miejskiej— herbaty, zetknął się z kawą dopiero w roku 1831 w Poznańskiemv i tak się nią zachwycił, że postanowił ją wpisać na listę soplicowskich atrakcji kulinarno - obyczajowych.
Podkreślmy: lata 1829-1831, zanim udał się w Poznańskie, spędził Mickiewicz w Niemczech i we Włoszech, gdzie kawy jeszcze nie miał zwyczaju pijać; akurat w tym miejscu skłonny byłbym ufać drobiazgowym opisom Odyńca, który przecież kłamie nie bezinteresownie, a w tej sprawie akurat żadnego interesu nie miał czy nie widział — niepróbowanie włoskiej kawy znakomicie ułatwia napisanie zdania Takiej kawy jak w Polszcze nie ma w żadnym kraju, ale przy implantacji kawiarnego obyczaju poecie i tak nie zadrży ręka: wers 501, w którym mowa o transporcie kawy wicinami, a więc tratwami płynącymi po Niemnie, opatruje wyjaśniającym przypisem, choć kawiarki, które znał, nie mogły z wicin brać ziaren w najlepszym gatunku, bo po Warcie wiciny nie pływały...vi
Założeniem podstawowym Pana Tadeusza jest mówienie językiem jego odbiorców, dostosowanie się do nich, słowem ta sama postawa, jaką dostrzegliśmy i opisali mówiąc najpierw o Romantyczności a potem o Księgach narodu i pielgrzymstwa polskiego : jeśli chcemy, aby księgi trafiły pod strzechy, nie możemy lekce ważyć i traktować jako duby smalone poglądów tych, na których pragniemy oddziaływać.
A warto tu poczynić pewne spostrzeżenie: otóż Pan Tadeusz powstaje w okresie, kiedy Mickiewicz jest szczególnie aktywny jako polityk, jako naczelny redaktor „Pielgrzyma Polskiego”. Można to sformułować jeszcze dosadniej: Pan Tadeusz jest ostatnim tekstem literackim Mickiewicza, od jego napisania będzie on już tylko politykiem, jest więc nasz narodowy poemat dziełem jeszcze poety, ale już i rozpoczynającego swoją działalność polityka, a więc człowieka nastawionego na klientelę, muszącego bardzo poważnie liczyć się z kreskami.
Nie twierdzimy bynajmniej, że Mickiewicz wcześniej z kreskami się nie liczył, przeciwnie; tu zwracamy tylko uwagę, że odkąd się bezpośrednim uprawianiem polityki zajął, a więc od przybycia do Paryża, ta właśnie perspektywa musiała się okazać dominująca. Jak wiemy, w przypadku Mickiewicza zadominowała do tego stopnia, że skłoniła go do porzucenia literatury na zawsze.
Między dyrektywą opisywania rzeczywistości a dyrektywą oddziaływania na odbiorców zachodzą subtelne związki; w takim opisie pewne sfery — np. sfery ulewy i grzmotu — muszą zostać pominięte, nawet jeśli autor nie jest ptakiem małego lotu. Inna rzecz, czy dyrektywa dawniejsza:
Lećmy i nigdy odtąd nie zniżajmy lotu!
dałaby się dołączyć do tego zespołu; autor niniejszych słów jest przekonany, że dla Mickiewicza było oczywiste, że pro publico bono wolno się dyrektywie tej sprzeniewierzyć.
Tę jego świadomość ujawnia dosyć jednoznacznie Epilog do Pana Tadeusza, tekst, którego Mickiewicz nigdy nie zdecydował się opublikować. Mickiewiczologowie starają się wyjaśnić tę decyzję słowami z listu poety do Odyńca z 21 lipca 1835, w którym pisze on:
Jeśli Brodziński jest jeszcze u was, kłaniaj mu ode mnie. Chociaż nie znam go osobiście, wiesz, ja go wysoko szacuję. Na końcu „ Tadeusza” był do niego ustęp, Ale nagłe drukowanie i moje ówczesne zatrudnienia małżeńskie zrobiły, że nie miałem czasu poprawić i umieścić ów Epilog. Zostawiłem do przyszłego (jeżeli będzie) wydania vii .
Bez żadnej trudności i bez żadnych wątpliwości stwierdzić można, że informacje zawarte w powyższym cytacie są po prostu fałszywe. Mickiewicz Pana Tadeusza skończył pisać w połowie lutego 1834, druk rozpoczęto 1 kwietnia i drukowano przez kwartał bez mała. Mickiewicz zajmował się korektami, a jednocześnie pisał dalsze części Dziadów, które później zniszczył. Nie było więc tak, że Epilogu nie dało się wykończyć. Zatrudnienia małżeńskie także nie mogły stanąć tu na przeszkodzie, co wiemy z całą pewnością, bowiem Celina Szymanowska przybyła do Paryża dokładnie tego samego dnia 28 czerwca 1834, kiedy Bibliographie de France ogłosiła ukazanie się Pana Tadeusza.
Dodajmy do tego, że w komentarzu do Pana Tadeusza w Bibliotece Narodowej profesor Pigoń do znajdującego się na samym początku Epilogu zdania:
Biada nam, zbiegi, żeśmy w czas morowy
Lękliwe nieśli za granicę głowy!
dopisuje bezradną uwagę: surowe to wyrażenie o emigrantach wydaje się dziwne pod piórem autora „Ksiąg pielgrzymstwa”.
Z dziwnością tą nie tak trudno sobie poradzić, jeśli przyjąć, że Mickiewicz był świadomy tego, co robił, że wiedział, co i dlaczego oddaje do druku, a nawet darmo po „zakładach” rozsyła, a co pozostawia w rękopisie dla swojej wyłącznej wiadomości.
Są prawdy, które mędrzec wszystkim ludziom mówi,
Są takie, które szepce swemu narodowi;
Są takie, które zwierza przyjaciołom domu;
Są takie, których odkryć nie może nikomu viii.
Jeśli zamiast te kwestie wyjaśniać, mielibyśmy z Pigoniem pozostać przy bezradnym zdziwieniu, trzeba by się i temu je szczerze dziwić, że mamy liczne relacje przyjaciół domu, którym Mickiewicz Pana Tadeusza w trakcie pracy nad nim czytał, Ale żaden z nich o istnieniu Epilogu nie słyszał nawet. Jeśli jednak ów Epilog przeczytamy z intencją rozumienia tego, co w nim jest napisane, a nie nerwowego dostrajania go do obrazu proroka, którego teksty nie biorą się z twórczej pracy, ale z łaski Bożej — wszystko ułoży się nam dosyć klarownie.
Świat soplicowski, który Mickiewicz stworzył, nie jest by najmniej odwzorowaniem realnego przeszłego świata szlacheckiej Rzeczypospolitej — poeta czerpał wprawdzie z niego obficie, Ale świadomie i wybiórczo ładując do swojej arki nie wszystkiego po parze, Ale to tylko, co uważał za godne załadowania, podobnie zresztą jak Noe, który przecie rozmaitych dinozaurów też najwyraźniej nie chciał ze sobą zabierać.
Warto tu zwrócić uwagę na swoistą sekularyzację, jakiej zostaje poddany przez Mickiewicza świat soplicowski: ani Kościół Katolicki ani Pan Bóg nie odgrywają żadnej istotnej roli w życiu jego, mieszkańców. Nie ma tu w ogóle miejsca dla kleru, bo trudno przecież serio za jego przedstawiciela uznać ks. Robaka — mnisi habit w jednym porządku jest umożliwiającym konspirowanie przebraniem, w innym zaś wprawdzie pokutą, Ale nie za naruszanie Bożych przykazań, a za winy wobec Ojczyzny. Robak wobec pozostałych postaci soplicowskiego świata nie pełni roli duchownego, Ale też i nie pełni jej nikt inny. W opisie dawnych szlacheckich obyczajów Mickiewicz pomija te wszystkie, które wiązałyby się z religią czy Kościołem, i to pomija nawet wtedy, gdy miałby do ich opisu dobrą okazję; kiedy do umierającego Jacka przybywa ksiądz z Sakramentami, poświęcony zostaje temu wydarzeniu jeden wers (X, w. 896), kiedy Podkomorzy ogłasza uroczystą rehabilitację Jacka, czyni to po mszy, której się w ogóle nie poświęca uwagi, wreszcie — co szczególnie chyba charakterystyczne — potrójne wesele z księgi XII też odbywa się bez udziału księdza, a mówiąc precyzyjniej duchowny pojawia się tam raz, Ale w roli dosyć swoistej:
Już z rozkazu Sędziego pleban stał na stole
I ogłaszał włościanom Tadeusza wolę.
Pan Tadeusz, XII, 602-603, (podkr. J.W.)
Pan Tadeusz powstaje już po wspominanym breve papieskim potępiającym Księgi narodu i pielgrzymstwa polskiego i w okresie narastającego konfliktu bliskiego Mickiewiczowi księdza Lammenais z hierarchią kościelną, w okresie bezpośrednio po papieskim potępieniu Powstania Listopadowego - słowem w epoce, kiedy poeta myślał o Kościele Rzymskim jak najgorzej i nie widział powodu, aby go w Panu Tadeuszu propagować — więc jakkolwiek w pewien bardzo powierzchowny, zewnętrzny sposób Bóg jest w soplicowskim świecie obecny, głównie na poziomie stereotypów kolokwialnych, to instytucji kościelnej postanowił poeta do swojej arki nie zabierać, nie spodziewając się po niej niczego dobrego czy pożytecznego.
Zwracano już uwagę, że świat soplicowski ma charakter syn tetyczny, że naraz kwitną tu fiołki i astry, naraz są żniwa i siano kosy, a na dodatek nieznane kalendarzowi — a szkoda! — święto Matki Boskiej Kwietnej. Przykładów jest bez liku, wiele z nich podano i omówiono w rozmaitych monografiach i przyczynkach, czasami nawet poszukując jakichś sposobów interpretacji, choć przeważnie musiały być one zupełnie karkołomne: Przyboś bo daj najbliższy był intuicyjnego uchwycenia istoty rzeczy, kiedy wywodził, że Pan Tadeusz to baśń, Ale niestety książka jego, uwikłana w podwójne doktrynerstwo, stalinizmu i Awangardy, a przecież na dodatek pisana przez człowieka o przysłowiowym braku poetyckiego słuchu, bezustannie zsuwa się w niesamowite jakieś kiksy, świadczące o głębokim niezrozumieniu podejmowanego tematu. Oto nazwawszy poemat baśnią musiał coś zrobić Przyboś z księdzem Robakiem i ostatecznie wpadł na pomysł,, aby dowodzić, że to postać humorystycznaix. Jeszcze dalej zniosło Zygmunta Szweykowskiego, który bardzo ciekawie wyczerpująco i opisawszy zagadnienie wprowadził nawet termin technika świadomych niekonsekwencji, ale ostatecznie wyszło mu z tego studium „Pan Tadeusz— poemat humorystyczny”x.
Niewątpliwie na dziwactwa interpretacji nie tylko Pana Tadeusza, Ale całej twórczości Mickiewicza wywarła wpływ nie szczęśliwa dla poety okoliczność, iż krok ku wyzwoleniu z ram dziewiętnastowiecznej pimkoidalnej polonistyki, w które został okuty w powiciu, był jednocześnie krokiem w stalinizm; nigdy wcześniej ani nigdy później tyle o Mickiewiczu nie pisano.
Złożyły się na to bardzo różne okoliczności: dopiero po wojnie owocować pracami naukowymi zaczęły kampanie Jana Nepomucena Milleraxi i Boyaxii, w latach międzywojnia wyniośle przemilczane przez mickiewiczologów, a owocowanie owo odbywało się pod czujnym okiem urzędników, których głównym celem było przecież rozwalanie polskiej humanistyki, nie więc dziwnego, że mając w zanadrzu te dwie wspaniałe lewicowe kampanie, czerpali z nich do woli.
Komuniści postanowili zainwestować w Mickiewicza, aby go dla siebie przechwycić, bądź przynajmniej zneutralizować, a lewicujący intelektualiści pomagali im z zapałem. Już w roku 1940 w okupowanym Lwowie urządzono wielkie uroczystości, które koordynował niewiarygodny team Boy- Borejsza- Przyboś, potem włączyła się w sprawę Krajowa Rada Narodowa i osobiście jej Przewodniczący, Bolesław Bierut, który od mickiewiczologicznych przemyśleń, szeroko później cytowanych, też się nie mógł powstrzymać — a potem książkom o Mickiewiczu nie było już końca, z grubsza rzecz biorąc do października 1956, podczas gdy później zainteresowanie jego twórczością zmalało; ciekawe, że ani brawurowa Śmierć porucznika Sławomira Mrożka, ani na wet sprawa Dziadów w roku 1968 sytuacji tej w zasadzie nie zmieniły.
W podejmowaniu Mickiewiczowskiego tematu zbiegały się wówczas dwie sprzeczne — wydawałoby się — tendencje: jedni, jak np. Żółkiewski w Sporze o Mickiewiczaxiii czy Kubacki w licznych swoich pracachxiv, brali się zań po to, żeby partii usłużyć, inni, przeciwnie, uważali, że w trudnych warunkach stalinizmu i tak lepiej pisać o wielkości Mickiewicza niż powiedzmy Dzierżyńskiego i poczytywali sobie za tryumf każde opublikowane zdanie, które byłoby choć troszkę mniej radykalnie marksistowskie od słynnych tez Żółkiewskiego o wpływie cen zboża w Odessie na kształt Sonetów krymskich. Do tego wszystkiego dołożyło się jeszcze stulecie śmierci poety przypadające w roku 1955 i w sumie w ciągu pierwszych kilkunastu lat powojennych powstał tak ogromny blok mickiewiczianów, że do dzisiaj jeszcze wywiera on na mickiewiczologię niemały wpływ. Nie cytuje się wprawdzie serio prac spektakularnie stalinowskich, jak książka Żółkiewskiego, ale też nie odrzuca się dziesiątków innych, głęboko skażonych szaleństwem tamtego czasu, pisanych pod wpływem „heglowskiego ukąszenia”.
Niniejsze historyczne uwagi czynimy tu w przekonaniu, że wyjaśniają one do pewnego przynajmniej stopnia, dlaczego do tej pory nie można było ujrzeć twórczości poety, a szczególnie już Pana Tadeusza, z tej perspektywy, z jakiej przedstawia go ta książka, perspektywy, która na tle spojrzeń wcześniejszych może robić wrażenie wręcz szalonej, choć opiera się na przyjęciu założenia przy analizie innych tekstów aż banalnego, a mianowicie, że recepcja tekstu może być zgodna z intencjami jego twórcy.
Dla Mickiewicza w Dreźnie, po upadku Powstania Listopadowego, stało się jasne to, co było tam bardzo łatwe do zauważenia i co historycy potwierdzają: że Powstanie Listopadowe było ogromną, acz niewykorzystaną szansą dla Polski. Sam poeta związany był ideowo i politycznie ze stronnictwem, które ponosi odpowiedzialność za zaprzepaszczenie szans powstania, które od początku nie wierzyło w szanse jego powodzenia, starało się zwalczać ekstremę, dążyć do porozumienia narodowego i chronić substancję narodową.
W Dreźnie okresu stanu wojennego nie trzeba było jakiejś szczególnej politycznej bystrości, aby skonstatować kompletne fiasko takiej postawy, i Mickiewicz bez trudu błąd swój zrozumiał. Na jego późniejsze zachowanie i głoszone publicznie poglądy decydujący wpływ wywarły w tej sytuacji dwa czynniki: z jednej strony nie można było uprawiać krytyki postawy, jaką samemu zajmowało się jeszcze parę miesięcy wcześniej nie przyznając się publicznie do błędu, czy — jakby się powiedziało późniejszym językiem — bez składania samokrytyki. Mickiewicz, rychło po przybyciu do Drezna, w salonie Klementyny z Tańskich Hoffmanowej próbował zresztą publicznie krytykować kapitulanckie postawy w okresie powstania, co skończyło się dla niego szaloną konfuzją, bowiem generał Małachowski wypomniał mu na to również publicznie, iż sam tego patriotycznego obowiązku podjąć nie był gotów i Mickiewicz zebranie musiał ze wstydem opuścić.
Drugi ogromnej wagi czynnik skłaniający Mickiewicza do odrzucenia postawy krytycznej, do wyjęcia spod krytyki wszystkiego, co polskie, to potwierdzające się w praktyce Wielkiej Emigracji przekonanie o nieskuteczności czy wręcz przeciwskuteczności postaw krytycznych. Owe przeklęstwa i kłamstwa, nie wczesne zamiary i swary potępieńcze to ogarniające polską emigrację dążenia do poszukiwania winnych klęski powstania, tych, na których można by było zrzucić za tę klęskę odpowiedzialność, i w sumie szalenie nieproduktywne koncentrowanie się na przeszłości z jednej, a poszukiwaniu różnic ideowych między Polakami z drugiej strony.
Skomplikowana polska sytuacja po klęsce doprowadziła do pojawienia się niezwykle interesujących paradoksów: oto dziś, po upływie lat z górą 150, czytając ówczesne dokumenty emigranckie, bez wielkiego wahania zgadzamy się z tezami wyklinanego wówczas — jako ten, co własne gniazdo kala — Czyńskiego (szalenie wprawdzie lewackimi w eksponowaniu znaczenia nie rozwiązania sprawy chłopskiej dla upadku Powstania Listopadowego). Jednocześnie przecież widzimy, że skądinąd przerażający konserwatyzm ówczesny Mickiewicza, jego dążenie do zachowania moralno-politycznej jedności wszystkich Polaków, i to za każdą cenę, z potworną ksenofobią i gloryfikacją wad narodowych — dało bardzo wiele niewątpliwie pozytywnych efektów, których znaczenie nie wyczerpało się zresztą na sprawach tamtego pokolenia emigracji dotyczących, Ale w jakiś sposób trwa do dziś.
Te komplikacje i paradoksy powodują, że nie jest łatwo zgodzić się nawet co do podstawowych faktów, kiedy próbuje się dokonać rzeczy tak elementarnej, jak ustalenie, jaka jest właściwie podstawowa zawartość tekstu zatytułowanego Pan Tadeusz. Czy jest to o p i s społeczeństwa szlacheckiego, jego k r y t y k a czy też a p o 1 o g i a. W pracach krytycznych spotykamy się z opiniami krańcowo rozbieżnymi i to nie tylko w sferze interpretacji, w czym nie byłoby jeszcze nie dziwnego, Ale i w sferze faktów.
Autor Genezis z Ducha mówiąc o wieprzowatości poematu najwyraźniej nie pamiętał, że Mojżesz też się wieprzowiną zajmował, choć krytycznie, a przepisów kuchennych, wprawdzie nie na bigos, jeszcze więcej podawał. Przy całym swoim tkwieniu w przeszłości i konserwatyzmie tak szokującym, że wielokrotnie przez różnych badaczy cichcem przekręcanym we własne przeciwieństwo, jest moim zdaniem Pan Tadeusz tekstem zwróconym mimo wszystko ku przyszłości, starającym się tę przyszłość projektowac i powiedzmy sobie, nie bez skutku.
Ale różnice zdań są liczne i często znamienne. Pozwolę sobie tu na przykład szalenie naiwny, Ale też, jak sądzę, dla prostoty swojej niezwykle dobitny. Oto profesor Weintraub powiada, że poza epizodyczną postacią majora Płuta, który jest w nim (świecie Pana Tadeusza — J.W.) intruzem do kwadratu bo wyparł się polskości i nie był z pochodzenia szlachcicem, nie ma w tym świecie miejsca na złych ludzi15xv. Profesor Wyka natomiast w swojej pracy nazywa Gerwazego zapiekłym i twardym grzesznikiem, powiada, że na ostrzu scyzoryka widoczna jest niewątpliwie rdza moralna i polityczna) traktuje jako obraz niezrozumienia Mickiewicza inne postrzeganie Klucznika niż jako uosobienie zła i poświęca tej problematyce dwa rozdziały swojej monografii poematuxvi.
Wszelkie pisanie o Mickiewiczu w ogóle, a o Panu Tadeuszu w szczególności, uwikłane jest silnie w uwarunkowania polityczne i ideowe krytyków i historyków literatury; monografia Wyki po wstawała w latach pięćdziesiątych i chociaż jej autor nie należał do najbardziej krzykliwych zwolenników obowiązujących wówczas metod krytyki i historii literatury, przecież jednak realia akceptował bardzo wyraźnie i jednoznacznie; widać w tej książce, ile włożył energii w wynajdywanie w Panu Tadeuszu postępowości, realizmu i elementów krytyki społecznej, oraz jak starał się do wodzić obecności w tym poemacie ludu, choć przecież w istocie poświęcono mu tam mniej miejsca niż faunie, florze i klimatowi.
Wiele z tych nieporozumień bierze się z podrzucania Mickiewiczowi kategorii zupełnie dla niego obcych, choć oczywistych dla tego czy innego, oddalonego o ileś pokoleń krytyka. Autor niniejszych słów sądzi, że niezależnie od znaczenia, jakie Mickiewicz i jego utwory mogą mieć dla nas dzisiaj, czy dla naszych jeszcze późnych wnuków, trzeba jasno zdawać sobie sprawę ze swojego postępowania, kiedy się coś zaczyna chyłkiem do Mickięwicza dopisywać. Sądzę, że świadomość Mickiewicza, przynajmniej do momentu zakończenia twórczości literackiej, nie była w stanie, kiedy o Polsce myślał, wykroczyć poza znany mu świat szlachecki.
I nie w tym niepokojącego. Horacy, marząc o nieśmiertelnej chwale, mówił, że jego imię będzie sławne dopóki kapłan z milczącą dziewicą wstępować będzie na Kapitol. Pisząc te słowa w okresie największej świetności Rzymu nie mógł przewidywać, że barbarzyńcy — z perspektywy historycznej — przybyć mieli już niedługo, w związku z czym i los dziewic miał być przypieczętowany, a także przecież przypuścić nie mógł, że w półtora tysiąca lat po tych przykrych wypadkach imię jego sławniejsze będzie niż za czasów największej rzymskiej świetności, chociaż z całego jego świata pozostaną ledwie nieliczne ruiny.
Mickiewicz adresował Pana Tadeusza do ludzi żyjących w tym co i on sam «wiecie, i nie wyobrażał sobie innego — i to dlatego w przytoczonym sporze o fakty rację ma oczywiście Weintraub, starający się operować kategoriami, jakimi mógł posługiwać się Mickiewicz. Próby Wyki, tak jaskrawe przy charakteryzowaniu Klucznika, są oparte na bezwiednym przypisywaniu Mickiewiczowi świadomości lewicującego inteligenta polskiego z końca lat pięćdziesiątych, smakowicie anachronicznymi już 30 lat później, kiedy inteligent ten stał się znacznie na ogół mniej lewicowy.
Postrzeganie Gerwazego jako wcielonego zła i wmawianie w Pana Tadeusza intencji ostrej krytyki szlacheckiej Rzeczypospolitej opierać się musi na tak często stosowanym przez naszą mickiewiczologię zabiegu zatajania podstawowych informacji źródłowych; dawniej niewygodne źródła palono, w dzisiejszych, bardziej liberalnych czasach po prostu się ich nie cytuje. Kiedy jednak trochę poskrobać, okazuje się, jak bliskimi poecie były postaci zaściankowej szlachty, z całą swoją mentalnością i obyczajowością.
Monografistom poety, których już przecież był legion, zawsze ręka zadrży, kiedy przychodzi do zreferowania, z jakiej to warstwy społecznej Mickiewicz się wywodził i nawet badacze współcześni skłonni są do snobistycznych kłamstw, aby wielkiemu poecie dorobić odpowiednio wysokie pochodzenie. I Kleiner i Pigońxvii gotowi są powtarzać banialuki o wzorowaniu postaci Podkomorzego na osobie ojca poety, o tabakierze ofiarowanej jego dziadowi przez Stanisława Augusta Poniatowskiego, doskonale zdając sobie sprawę z fałszywości źródeł, na jakich się opierająxviii.
Ów dziad, Jakub Mickiewicz, był w istocie analfabetą niestety, natomiast Mikołajowi Mickiewiczowi, ojcu poety, którego się zwykło przedstawiać jako adwokata, bliżej społecznie było do Woźnego Protazego, niż pozycji, którą z zawodem adwokackim skłonni bylibyśmy kojarzyć; gdyby jednak kto stawiał tezę, że to w postaci Protazego, a nie Podkomorzego portretował wieszcz swojego ojca, i tak trzeba by ją było potraktować jako zdecydowanie idealizującą.
Oto co o Mikołaju Mickiewiczu przeczytać można w źródłach niekwestionowanej autentyczności:
R. 1791 9IX. Ja woźny jego Królewskiej Mości Nowogródzki świadczę tym moim relacyjnem czynionej obdukcji kwitem, iż będąc użytym przez W I Pana Tadeusza Haciskiego dla oglądania boju nad tymże dopełnionego, gdzie w dniu wyżej na dacie zapisanym, przybywszy do dworku Jegomości widziałem włosów siła całe kłaki z głowy wyrwane, głowę całą obrzękłą i okrwawioną, a gdym się ja woźny sprawując obowiązki mego urzędu pytai przez kogoby się takowy stopień rozbóystwa dopełnionym został, odpowiedziano iż I Pan Mikołaj Mickiewicz, Instygator Komisji Cywilno-Wojskowej mając złość jakąś we dworku Ichm. Panów Kazimierza i Marjanny z Pizellich Górskich Sędziów Apelacyjnych w dniu 8 bieżącego miesiąca w przytomności Dominika Osiecimskiego Starey Rady, Stefana Maślaka teraźniejszey Rady m. Nowogródka Prezydentów, którzy nawet z trudem ręce I Pana Mickiewicza z głowy IP. Haciskiego i z gwałtem wydobyli, a tak ja woźny com słyszał od przytomnych wiarogodnych świadków, przytomnych tej akcji, to wszystko wiernie opisuję i spisawszy poświadczam własnym podpisem.
Maciej Kwiatkowski mp. xix
Sfery soplicowskie to zupełnie nie te, w których poeta wychował się i wzrastał — w jego opisie szlacheckich obyczajów więcej można znaleźć adresowanych do szlachty zaściankowej postulatów podnoszenia poziomu aż na soplicowskie wyżyny, niż elementów krytyki społecznej.
Ci sami uczeni, którzy zdecydowanie nie chcieli zaglądać do wielu tyczących Mickiewicza dokumentów, poświęcili wiele sił i pracy na znalezienie na mapach miejsca, gdzie leżało „prawdziwe„ Soplicowo i gotowi byli na wiele, byle by się im obraz z poematu zechciał zgodzić z rzeczywistością, więc jak np. gdzieś zamek stał znacznie dalej od dworu, niż to w poemacie opisane, zupełnie dorośli uczeni wysuwali śmiałe hipotezy, że podane tam odległości mierzył mały Adaś swoimi małymi nóżkami, bo wydawało się im zadaniem najważniejszym dowieść, że w Panu Tadeuszu żadnej lipy nie ma.
Zjawisku temu warto poświęcać uwagę dlatego przede wszystkim, że jest ono swojego rodzaju ogromnym tryumfem poematu, zaplanowanego jako realizacja marzenia o pieśni gminnej, która byłaby Arką Przymierza, arką, w której lud składa zarówno broń swego rycerza jak przędzę myśli i uczuć kwiaty, a więc narodowym universum, w którym po prostu pomieści się wszystko, co potrzeba — bo kiedy Mickiewicz mówi o arce, myśli tyleż o Mojżeszu, co o Noem. I dlatego właśnie spory o świerzop czy dyskusje nad tym, jakimi krokami mierzyć odległość między dworem Sopliców a zamkiem Horeszków są najpełniejszą realizacją planów autora poematu co do sposobów jego lektury: czy tac go należy jak księgę świętą, a więc najlepiej tak, jak Pismo czytać umieją najpobożniejsi i najbardziej uczeni rabini — rozumie się samo przez się, że ich podstawowym obowiązkiem jest tak zinterpretować wszelkie zauważone usterki czy niekonsekwencje, aby wszelki ślad ich zatrzeć.
Będąc niewątpliwie tekstem opisowym, choć w tej sprawie, czy wolno do niego stosować tę kategorię w sensie teoretycznoliterackim wylano morze atramentu, Pan Tadeusz jest jednocześnie tekstem normatywnym i wielką jest sztuką Mickiewicza pomieszanie tych kategorii w ten sposób, aby różne narzucane przezeń normy robiły wrażenie najnaturalniejszego w świecie opisu. Tu zresztą w sukurs poecie przyszedł od pokoleń trwający obyczaj, sprowadzający się do tego, że każdy Polak musi pierwszą swoją lekturę Pana Tadeusza odbyć wcześniej, niż jego system pojęć pozwoli na rozumienie poematu; wskutek tego lektury późniejsze, wtórne — o ile do nich dochodzi — w znacznej mierze rozwijają tylko wrażenia i interpretacje narzucone w inicjacyjnej lekturze bezkrytycznej.
Daje to efekty szokujące: oto w pierwszym obrazie poematu jego główna heroina, której imię miało wejść w przysłowie, która stała się symbolem polskiego dziewczęcia i pewnie przez pokolenia jeszcze będzie w tej roli występować, ukazuje się oczom przyszłego swojego małżonka, Ale przecież także publiczności, choć ta — co wprost zdumiewające — wcale się tym nie zdumiewa — w papilotach. Czytałem wiele dyskusji i studiów na temat estetyki Pana Tadeusza, wiązanej już to z tradycjami klasycznymi i oświeceniowymi, już to znów romantycznymi, Ale (może czytałem nie dość uważnie) nie natrafiłem nigdzie na zdanie, które na temat tej prezentacyjnej sceny wypowiedzieć trzeba, jeśli się chce uprawiać krytykę literacką, a nie obudowywać Pana Tadeusza kolejnymi haggadami. Parafrazując Wieszcza powiedzmy sobie po męsku: kobieta z włosami nawiniętymi na kawałki papieru to nie jest ani klasyczność ani romantyczność, to jest po prostu turpizm.
Takie właśnie przedstawienie Zosi, n. b. kompletnie sprzeczne z jej obrazem utrwalonym w świadomości milionów Polakówxx, jest ze strony Mickiewicza posunięciem brawurowym, jak zresztą cała prezentacyjna scena. Zosia nie tylko ma włos w węzełki małe pokręcony, schowany w drobne strączki białe wokół sterczących na wszystkie strony zwitków papieru (jedna jest jeszcze w literaturze polskiej kobieta, którą się tradycyjnie w papilotach przedstawia: pani Dulska), Ale przyjrzyjmy się, jak się rusza i zachowuje:
Aż na dygnienie Zosi krzyknęła z rozpaczy:
„Ja nieszczęśliwa! Zosiu, widzisz co to znaczy
Żyć z gęśmi, z pastuchami! Tak nogi rozszerzasz
Jak chłopiec, okiem w prawo i w lewo uderzasz,
Czysto rozwódka! — Dygnij, patrz, jaka niezwinna!
Pan Tadeusz, V, ww. 173-177
Uczeni mickiewiczologowie, którzy pragną Wieszcza jak świętość największą traktować, w takich razach obrażają go najbardziej, jak tylko można najskromniejszego nawet twórcę obrazić, tłumacząc, że mu się wypsło, że to efekt zmian w koncepcji utworu na skutek etc., etc. (w tego typu obrażaniu Mickiewicza nikt nie przelicytuje Stanisława Pigonia, szczególnie jeżeli o Pana Tadeusza chodzi) — podczas gdy wszystko to ma głęboki sens.
Mickiewicz bardzo, ale to bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z wagi zewnętrznych wyglądów, strojów i uczesań — cytowaliśmy formułowane przez niego zasady ubierania się dla Filomatów, a zresztą Pan Tadeusz sam jest najlepszym świadectwem wielkiej wrażliwości poety na szczegóły — przeto zarówno dla jego własnej abnegacji w zakresie stroju, którą od pewnego momentu zaczął ostentacyjnie uprawiać, jak i dla takiego a nie innego prezentowania Zosi musiały istnieć — i istniały — przyczyny; wydaje się, że szacunek dla Mickiewicza nakazuje dążenie do ich zrozumienia i opisania.
Analizując Księgi narodu i pielgrzymstwa polskiego mówiliśmy o stosowanej tam przez Mickiewicza swoistej strategii wycofywania się; Pan Tadeusz jest strategii tej kontynuacją i rozwinięciem. Słowacki mówił o wieprzowatości poematu: jeśli zaryzykujemy próbę zrozumienia straszliwej tej inwektywy, dostrzeżemy właśnie młodą kobietę, niezwinną, ruszającą się jak wiejski chłopak, z włosem w strąkach, z których wystają kawałki papieru. Spojrzenie Słowackiego, estety, a zarazem ironisty, jest dla nas niezwykle cenne, mamy bowiem do czynienia z człowiekiem, który bardzo daleki był od naiwnie sentymentalnego spojrzenia na świat i jak nikt w tamtej epoce wyczulony był na ironię wobec obowiązujących schematów epoki.
Niejednokrotnie w analizach Pana Tadeusza czyniono odniesienia do Don Kichota, raczej jednak po to, by przyczynić Mickiewiczowi splendoru, niż żeby rzeczywiście coś tym porównaniem objaśnić, a przecież Pan Tadeusz to Don Kichot, tyle, że à rebours, to powtórzenie chwytu, jaki zastosował Mickiewicz odwracając Wolterowską Darczankę aby otrzymać litewską dziewicę-bohater; to przecież autor poematu buduje obraz Dulcynei, każąc nam w dziewce od kur i gęsi dostrzegać ideał piękna. Dwanaście lat wcześniej cenzura usunęła z IV części Dziadów porównanie pocałunku z Komunią św. jako bluźnierstwo — a przecież jako żywo nie mniejszym chyba bluźnierstwem jest porównywanie papilotów z koroną na świętych obrazku.
Ale mamy tu do czynienia ze sprawą dla Mickiewicza fundamentalną poczynając od okresu drezdeńskiego, kiedy podstawowym stało się dla niego przekonanie, że zamiary trzeba mierzyć wedle sił, przekonanie, które już zresztą rosło w nim od czasu Sonetów krymskich i Konrada Wallenroda. Oto do słabości trzeba się dostosować, aby ją pokonać, niechaj więc zaściankowy gospodarz chyląc ku ziemi poradlone czoło będzie mógł dowolną Horpynę o poskręcanych w strąki włosach postrzegać na kształt świętego obrazka.
Doświadczenie autora Pana Tadeusza jest takie właśnie, że nie wolno liczyć na więcej, że trzeba radzić sobie w takich warunkach, jakie los nam zadał. Młodzieńcza perspektywa zarówno jego, jak i innych filomatów, a w dużej mierze całego tego pokolenia, polegała na zwracaniu oczu ku Zachodowi, niecierpliwym śledzeniu, co też się tam dzieje, sprowadzaniu nowości wydawniczych i dążeniu do dogonienia owego mitycznego Zachodu.
Jest rzeczą niezwykle charakterystyczną, że Mickiewicz bezpośrednio po przybyciu do Europy odbył na terenie Niemiec serię wizyt i spotkań z bohaterami swojej młodzieńczej mitologii i na tym intelektualne i artystyczne kontakty ze światem zachodnim zakończył. Nie mamy żadnego śladu, by czytywał Balzaca mieszkając w Paryżu w latach największej jego sławy, nie mamy śladów lektur Stendhala, Victora Hugo ani Heinricha Heinego, że ograniczę się do najwybitniejszych tylko — i tylko paryskich — nazwisk.
To właśnie strategia wycofania: w Soplicowie nie ma żadnych książek poza kucharską i tylko Wojski powołuje się w swoich opowieściach na Eneidę. Przeciwnie, książki przedstawione są jako złe i niebezpieczne, Buchmanem zostaje nazwany zły doradca, a rady jego będą przedmiotem szyderstwa. To już nie jest skutek rozczarowania Gustawa do książek zbójeckich, choć i do nich pretensja była o wyłamywanie skrzydeł do góry i odrywanie od ziemi; tym razem to już pretensja do Zachodu o pozostawienie Polski bez pomocy, kiedy na nią czekała (przecież pierwszy raz to było właśnie wtedy!), pretensja o nieczułość wobec polskiej tragedii, wobec polskich emigrantów.
Gdy jednak pretensje wylewane były — i to hurtowo — w Księgach narodu i pielgrzymstwa polskiego, teraz, w Panu Tadeuszu nie o nie już chodzi, ale o znalezienie recepty, jak sobie bez tego Zachodu poradzić, i stąd konieczność tak drastycznych odrzuceń — bo przecie odrzucone tu zostają nie tylko takie nowinki jak Stendhal, Balzac czy Hugo, nie tylko dziedzictwo wieku ubiegłego, dziedzictwo Voltaire a czy Rousseau, Ale pójdzie Mickiewicz dalej jeszcze: umieszczenie w centralnym punkcie narodowej epopei zajazdu właśnie — to przecież porwanie się na Monteskiusza.
Ten uczeń oświeceniowej szkoły pisząc Pana Tadeusza widzi same klęski, jakie na Polskę Oświecenie sprowadziłoxxi: Konstytucja 3 Maja zaowocowała utratą niepodległości, nie pomogły jej odzyskać utworzone pod egidą zrewolucjonizowanej Francji Legiony, Rząd Narodowy razem z Sejmem znalazł swoje Zaleszczyki już gdzieś pod Płockiem i jedyne, co w tej sytuacji wydawało się Mickiewiczowi słuszne i sprawiedliwe, godne i zbawienne to krzyknąć: Nie pozwalam!
Poświęcono oddzielne studium problematyce prawnej Pana Tadeuszaxxii, głównie jednak z intencją dowodzenia, że Boy znowu nie miał racji, kiedy wycytowywał z poematu wszystkie fragmenty wskazujące na zapobiegliwe przejmowanie przez Sopliców (zarówno Jacka, jak Sędziego) majątku Horeszków z rąk moskiewskich, a nie zwrócono uwagi, że Pan Tadeusz jest wielką diatrybą skierowaną przeciwko prawu; strategia wycofania i próba budowy Arkadii w Soplicowie każe właśnie w prawie widzieć wartość opozycyjną wobec wyznawanych:
Aurea prima sata est. Aetas que vindice nullo
Sponte sua, sine lege fidem rectumque colebat. xxiii
Prawo jest w Panu Tadeuszu postrzegane zawsze jako zło, jako zaprzeczenie obyczaju; u najgłębszych bowiem źródeł prawa leży przecież przekonanie, że będzie ono łamane i ustanawia się prawo dlatego tylko, że łamane będzie.
Z tego punktu widzenia nie ma sensu myślenie o lepszym i gorszym prawie, bo złe jest każde — i dlatego Mickiewicz zaatakuje w Panu Tadeuszu nawet to, które zabrania zabijać lisa, gdy właśnie linieje albo uszczuć kotną samicę zajęczą xxiv. Owszem, Sędzia na morgach chłopskich zabrania polować (jest to, jak wiadomo, pan ludzki, pozwalający chłopom pracować tylko od świtu do zmroku, a więc w okresie żniw, kiedy toczy się akcja poematu, ledwie jakieś 15-16 godzin na dobę), Ale zabrania dlatego, że tak mu się podoba, a wszelka regulacja prawna byłaby tu czymś złym i przeciwnym p o r z ą d k o w i soplicowskiego świata.
Wszystko to pisze syn prawnika i — skądinąd — klasyczny filolog, czego na podstawie analizy treści poematu nie sposób by się domyślić, bo prawo przedstawiane jest tu tak, jakby z żadną tradycją nie miało nie wspólnego; prawo nie wywodzi się — dla postaci soplicowskiego świata — z Rzymu, Ale z Moskwy czy Berlina, a po jego stronie opowiadają się tylko postaci negatywne, bądź niepoważne, a więc przede wszystkim major Plut, którego odwołania do ustaw są zawsze tyleż zapowiedzią represji, co wyrazem gotowości wzięcia łapówki za tego prawa naruszenie. Na prawo powołuje się niepoważny Buchman, a także Hrabia i Telimena — n.b. są to wyłącznie jednostki narodowo niepewne: Plut zaprzedany w rosyjską służbę, Buchman ze swoją niemiecką proweniencją, Telimena i Hrabia przeżarci kosmopolityzmem; w sumie postaci albo potępiane, albo wyśmiewane czy lekceważone — bo przecież do tej listy dołączyć trzeba, choć na nieco innej zasadzie, pomykającego z pozwem przez konopie Woźnego, aby prawo, jeśli nie jest przedmiotem frontalnego ataku poety, zostało przynajmniej ośmieszone. A wszystko to dzieje się w domu kogoś, kto piastując godność Sędziego nie tylko się na prawo nigdy nie powołuje, jale jest jego zakamieniałym przeciwnikiem.
I tu pojawia się kwestia szalenie interesująca: ów porządek czy ład, który organizuje świat Pana Tadeusza, a o którym się w poemacie wiele i często mówi od samego jego początku:
(...) nikt tam nie rozprawiał
O porządku, nikt mężczyzn i dam nie ustawiał,
A każdy mimowolnie porządku pilnował.
Bo Sędzia w domu dawne obyczaje chował
I nigdy nie dozwalał, by chybiano względu
Dla wieku, urodzenia, rozumu, urzędu.
„Tym ładem — mawiał — domy i narody słyną,
Z jego upadkiem domy i narody giną„.
Wiec do porządku zwykli domowi i słudzy;
I przyjezdny gość, krewny, albo człowiek cudzy,
Gdy Sędziego nawiedził, skoro pobył mało,
Przejmował zwyczaj, którym wszystko oddychało.
Pan Tadeusz, I, ww. 216-228
Taki porządek zostaje przez Mickiewicza wprowadzony jako siła organizująca świat Soplicowa, ów polski wzorzec, dlatego przecież, że poeta postrzega go jako silniejszy od opartego na prawie.
I jeśli na zagadnienie to patrzeć rzetelnie, nie sposób nie dostrzec zasadniczej dwuznaczności, jaka się w tej ogromnej sile obyczajowego porządku kryje.
Pigoń w swoich przypisach do Pana Tadeusza w Bibliotece Narodowej opatruje cytowany fragment w charakterystyczny dla siebie sposób, wedle formuły amica veritas, sed magis amicus Mickiewicz przypisem odwołującym się do Pana Podstolego Ignacego Krasickiego, jako równoległego czy równorzędnego źródła wiedzy o staropolskim obyczaju porządku. Przez nieuwagę uczony badacz zapomina dodać, że porządek ten jest dla Krasickiego przedmiotem satyry, że to on właśnie na 50 lat przed napisaniem Pana Tadeusza szydził z poglądu, że w zmarszczkach rozum mieszka.
Miał więc Krasicki na ów porządek pogląd zupełnie taki sam jak Mickiewicz, tyle że — by tak powiedzieć — o przeciwnym zwrocie: uważał, że na skutek przestrzegania owego porządku domy i narody giną nie umiejąc się przystosować do zmieniającego się świata.
A cała ta kwestia porządku ma przecież niebagatelne znaczenie dla sprawy szacunku dla jednostki ludzkiej, dla skali przewidzianej dla niej wolności. A pod tym względem jest się czemu w Panu Tadeuszu przypatrzeć: przecież jednostki są tu prawom ogólnym soplicowskiego świata podporządkowane wedle najdrastyczniejszych formuł z Ksiąg narodu i pielgrzymstwa polskiego. Będziemy się tu starali udokumentować tezę, iż występujące w Panu Tadeuszu postacie zredukowane zostały przez poetę do pełnionych ról, a aspekt ludzki, jednostkowy, znajdował się poza polem jego zainteresowań.
Zwrócimy przede wszystkim uwagę na kompletny brak w Panu Tadeuszu służby; dolna granica stratyfikacji społecznej przebiega tu na poziomie Klucznika i Woźnego, a więc szlachciców, którzy mogą być wiernymi sługami pańskimi, pozostając równocześnie przyjaciółmi domu — cały zespół postaci poematu składa się z herbowej szlachty, wyjąwszy ohydnego Buchmana i być może majora Płuta, chociaż i to nie takie pewne.
Zwraca uwagę, że jeżeli mowa o czynnościach wykonywanych przez służbę, której dla obsługi soplicowskich gości musiało być co niemiara, Mickiewicz stara się używać form bezosobowych dla tym dokumentniejszego jej wyeliminowania (owo słynne i tak często cytowane Dano pierwszą potrawę, albo rekordowy pod tym względem opis ubierania Zosi w księdze V, ww. 145—168). Żadnej tu nie ma niani, żadnego wiernego Wojciecha. Kiedy młody panek zajeżdża przed ganek dwukonną bryką, pewna gospodarska uwaga będzie poświęcona koniom (Bo Sędzia wie, że pańskie oko konia tuczy), ale przecież nie woźnicy; domniemania na jego temat snuje tylko wieśniak z pochodzenia — Stanisław Pigoń.
Godzi się tu dodać, że postacie służby były dla literatury ówczesnej i wcześniejszej niezwykle typowe, że nie da się bez nich wyobrazić sobie literatury już od czasów baroku; zabiegu, jakiego w tej sprawie w Panu Tadeuszu dokonano nie sposób określić inaczej niż jako celowe usunięcie z przedstawianego obrazu świata pewnego jego elementu, który zwyczajowo opisowi podlegał, i którego czytelnik miałby pełne prawo oczekiwać.
Cóż jednak mówić o służbie czy chłopach, którzy pojawiają się na całym obszarze poematu tylko przedmiotowo i nie więcej niż kilkakrotnie (najwięcej uwagi, bo cały wers, skupił na sobie kuchcik, małe, ale bardzo silne chłopię — IX, w. 702) — kiedy przecież i państwo trzymani są przez poetę niezwykle krótko.
Znaczna część bohaterów Pana Tadeusza nie została wyposażona w nazwiska i — by tak powiedzieć — vice versa: znaczna część występujących w poemacie nazwisk nie ma charakteru indywidualizującego bohaterów, ot, choćby owych Mickiewiczów dwiestu z Horbatowicz. Niektóre nazwiska przydane zostały bohaterom przypadkowo: gdyby Rejent nie g e s t a tak bardzo lubił, nigdy by się Bolesta nie nazywał, tak jak żadnego nazwiska nie nosi, powiedzmy, Asesor.
W dążeniu do depersonalizacji swoich bohaterów posunął się Mickiewicz w swoim poemacie poza granice prawdopodobieństwa, czyniąc wiele węzłów fabularnych zupełnie nieprawdopodobnymi. Przyjrzyjmy się oto Zosi, osobie, bez której cala fabula Pana Tadeusza byłaby niemożliwa. Zosia — jak wiele innych postaci poematu — żadnego nazwiska nie nosi i nosić nie może, aby przewidzianą jej rolę wypełnić. Przecież w Soplicowie, gdzie Sędzia za nie nie chciał chybić względu dla urodzenia, takie nazwisko jak Zosi musiałoby ją sytuować w sposób jednoznaczny na górze miejscowej hierarchii, Ale czujemy się, jakbyśmy czytali Toma Jonesa; sama Zosia zachowuje się tak, jakby swojego nazwiska nie znała, postrzega siebie samą jako ubogą sierotę na łasce Sopliców, choć przecie Tadeusz mówi do niej:
W i e s z, iż znaczna część wiosek, które mam posiadać,
Wedle prawa na ciebie powinnaby spadać.
Ci chłopi nie są moi, lecz twoi poddani.
Pan Tadeusz, XII, ww. 489-491 (podkr. J.W.)
Dziesiątki owych niekonsekwencji, którym Pigoń i jego koledzy poświęcili setki stron zafrasowanych komentarzy (bo jakże to tak, żeby w arcydziele coś się nie zgadzało?!?) objaśnić można krócej i bardziej przekonywająco, jeżeli się dostrzeże, że bohaterowie poematu nie są ludźmi, Ale upostaciowanymi rolami i ich osobom zostało przydane przez poetę tyle uwagi, ile należy się nie ludziom, a marionetkom.
Jest to szczególnie wyraźne w opisie zaścianka Dobrzyńskich i występujących tam imionisk Kropiciel powtarza, że chce kropić, Brzytewka woła, aby golić, Konewka chce zalewać etc... Poza skłonności odzwierciedlone przez owe przydomki żadna z marionetek przedstawiających zaściankowych szlachetków nie wyjdzie; jedyne, co ich indywidualizuje, to cechy szczególnie ulubionej broni: każdy z nich jest tylko szablą czy maczugą, rapierem czy garłaczem.
Ale nie tylko postaciom epizodycznym, a także i ważniejszym w hierarchii fabuły poematu Mickiewicz nie poświęcił tyle uwagi, aby zachowania poszczególne czy wymieniane cechy charakteru składały się na obrazy ludzi mających swoje indywidualne biografie, cechy i przyzwyczajenia pozostające ze sobą w jakimś związku: jeżeli jest poecie na przykład wygodnie, aby Tadeusz przebywając w szkołach w Wilnie przez 10 lat nie zajeżdżał na żadne wakacje do domu w Soplicowie, odległym od tego Wilna o parę godzin jazdy końmi, to i ta operacja na biografii głównego bohatera zostanie dokonana.
Kim ów Tadeusz jest i czego się podczas owych 10 lat uczył, tego się nie dowiemy: ten tytułowy bohater poematu odezwać się będzie miał okazję — i to na krótko — raz na trzy-cztery księgi, a nawet znajdujemy ślad, że Mickiewicz jego nieliczne próby zabierania głosu z poematu starał się usuwać (por. VIII, ww. 137, gdzie Podkomorzy ruga Tadeusza za wypowiedzenie jakiejś kwestii na tematy astronomiczne, choć takiej jego wypowiedzi w tekście poematu nie ma). Zachowania Tadeusza zredukowane zostały w poemacie do odruchów erotycznych, też zresztą bladawych, bo końcowy fragment księgi III, w którym bohater idzie na noc do Telimeny, poeta pozostawił ostatecznie w rękopisie, rugując go z tekstu poematu, a niestety Księga XIII jest późniejszym apokryfem.
Gdyby bohaterowi temu dano odzywać się w Soplicowie publicznie, musiałby on wygłaszać przywiezione ze szkół, z miasta, poglądy, dla których miejsca w swoim poemacie Mickiewicz nie przewidywał, co doprowadziło w efekcie do sytuacji, że kazał mu молчатъ i w ten sposób tytułowy bohater przestał być praktycznie w utworze obecny, pozostał papierową sylwetką — Ale za to ład Soplicowa ocalony został przed niebezpieczną inwazją nowego.
Tytułowy bohater jest nie tyle postacią, co u p o s t a c i o w a n i e m — niejednokrotnie zastanawiano się, dlaczego poemat Mickiewicza nosi taki właśnie, nienajlepiej uzasadniony tytuł; najłatwiej można to chyba zrozumieć, jeśli się zauważy, że Tadeusz pojawia się w poemacie jakby wypełniając inwokacyjną modlitwę:
Tymczasem przenoś moję duszę utęsknioną
— i oto dusza Mickiewicza przeniosła się do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych i zajeżdża dwukonną bryką przed ganek, zajeżdża w postaci Tadeusza. Wspominaliśmy o nie dającym się uzasadnić fabularnie okresie dziesięciu lat, podczas których Tadeusz do Soplicowa nigdy nie przyjeżdżał, nawet na wakacje; uściślijmy, że uzasadnienia dla tych lat 10 znaleźć się nie da w planie fabularnym poematu, co nie znaczy, że nie ma go wcale: w roku 1834 mija właśnie 10 lat od czasu wyjazdu Mickiewicza z Litwy i ze starvmi kątami Soplicowa w ekspozycji poematu w istocie wita się nie młody panek powracający ze szkół, a poety.
Mickiewiczowi nie zależy zresztą nie tylko na spójności postaci bohaterów, Ale i fabuły utworu, której nie jest gotów poświęcać żadnej właściwie uwagi; ani opowiadana historia, ani osoby bohaterów nie powinny bowiem — wedle jego planu — przesłaniać tego, co w Panu Tadeuszu naprawdę ważne; wyrazistsza fabula czy występujące osoby mogłyby przecież odwrócić uwagę odbiorcy od tego wszystkiego, co jest swoistą funkcją wychowawczą utworu.
Zwykło się twierdzić, że w Panu Tadeuszu przedstawioną mamy miłość glównego bohatera i Zosi, co jest przesadą graniczącą z fałszem, nawet jeśli stanie się na gruncie pojęć wiktoriańskich. Zwykło się cytować list Mickiewicza z czasów, kiedy Pana Tadeusza zaczynał, gdzie mówi on, że planuje utwór w guście Hermana i Dorothei — trzeba jednak wyraźnie powiedzieć, że problematyka miłości, w stosunku do obyczajów i zainteresowań epoki, w której Pan Tadeusz powstał, a nawet epoki poprzedniej (Goethe mógłby być dziadkiem Mickiewicza; gdyby Werter — wyd. 1776 — nie daj Boże miał z Lottą syna, byłby on od naszego poety o pokolenie starszy) — otóż miłość, o której Mickiewicz tak umiał pisać, została z tego poematu doszczętnie wyrugowana.
Wiąże się to z pełnym podporządkowaniem jednostki obyczajowi i zbiorowości — pozostawiony jej margines wolności to właśnie owa uświadomiona konieczność podporządkowania. Pomysł ożenienia Tadeusza z Zosią należy, jak pamiętamy, do planu pokuty Jacka Soplicy, pokuty bardzo swoistej, której punktem dojścia ma być zdobycie przez syna tego, czego ojcu zdobyć się nie udało. Zwykło się twierdzić, że Jacek Soplica za młodu kochał Ewę Horeszkównę; rodzi się jednak pytanie, czy gdyby jego uczucia miały być nazwane mianem miłości właśnie, byłby on później gotów bez żadnego porozumienia z synem decydować o jego ożenku z osobą, której syn ów — w momencie kiedy Jackowa decyzja o ożenku zapada — nigdy na oczy nie widział!
Wprawdzie na łożu śmierci, w stanie pewnej egzaltacji, mówi Jacek Soplica o swojej dla Ewy miłości:
Jakże mocno musiałem kochać tę niebogę,
Tyle lat! gdziem ja nie był! a dotąd nie mogę
Jej zapomnieć i zawżdy jej postać kochana
Stoi mi przed oczyma jakby malowana!
Pan Tadeusz, X, 668-671
ale jednocześnie wszystko, co o historii swojej miłości mówi, potwierdza raczej zupełnie inne wypowiedziane na tym samym śmiertelnym łożu zdanie:
Bardziej niźli z miłości, może z głupiej pychy
Zabiłem.
Pan Tadeusz, X, ww. 828-829
Miłość nie może się w soplicowskim świecie ładu i porządku pojawić, aby go nie rozsadzić, i to nawet taka, jak v/e wcześniejszym o lat prawie 60 Werterze czy współczesnym naszemu poematowi Onieginie, gdzie społeczny lad nie zostaje naruszony, bo:
я другoму omдaнa
и век ему буду вepna
ale przedstawiony jako zwrócony przeciw słusznym, niezbywalnym prawom ludzkiej jednostki, co jest właściwie jeszcze dla ładu owego gorsze i niebezpieczniejsze, bo poddaje w wątpliwość samą jego istotę; chodzi przecież nie tylko o to, by Tatiana była в e к в e p n a generałowi Kareninowi, czy jak on tam się nazywa — to elementarne po prostu, natomiast o ładzie prawdziwym mówić możemy wtedy tylko, kiedy Tatiana generała k o c h a (), jak Zosia Pana Tadeusza, zgodnie z wolą swoich światłych opiekunów — i właśnie społecznym porządkiem. Pan Tadeusz jest poematem zwróconym przeciw indywidualizmowi, którego to zdania nie kwestionuje nawet Pigoń i przecież właśnie ta jego opcja ideowa powoduje, że nie może tu zostać rozwinięty ani wątek miłosny między Jackiem i Ewą, ani ten o pokolenie późniejszy, między Tadeuszem i Zosiąxxv. Aby fabuła poematu miała sens, czyn Jacka nie może zostać usprawiedliwiony miłością, nie może być dokonany w a f e k c i e; zważmy, że poemat powstaje równocześnie z tłumaczeniem Giaura i zaiste trzeba profesjonalnego mickiewiczologa, aby twierdzić, że wszystko tu się zdarza przypadkiem, a poeta nie zdaje sobie sprawy z tego, co pisze.
Przecież aby różne niezbędne dla mickiewiczologii koncepcje mogły być przeprowadzone i dowiedzione, trzeba napisać wprost: Żadną z jego wielkich kompozycji literackich (najmniej wiemy o formowaniu się „Konrada Wallenroda„) nie powstała jako produkt z góry wytyczonego planu, żadna nie jest owocem kalkulacji, techniczną realizacją zamysłu sprecyzowanego i ustalonego xxvi. I oczywiste jest, że dla sformułowania takiego zdania dobrze jest jak najmniej wiedzieć o formowaniu się Konrada Wallenroda. Jeśli by chcieć jednak wiedzieć rzeczy elementarne, to trzeba zinterpretować jakoś fakt, że tłumacz Byrona, pisząc swój poemat n a p r z e m i a n z tłumaczeniem Giaura, tworzy świat, w którym bohaterowie nie tylko żenią się, ale nawet kochają, ściśle według wcześniejszych ustaleń rady familijnej. Rzeczywiście, póki się nie przyjmie, że Mickiewicz pisał w amoku, nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, trudno wypisywać o wielkiej miłości Tadeusza i Zosi, twierdzić, że jest to typowa miłość romantyczna a dla oddania jej zarówno w kolejach rozwoju, jak i w naturze wzruszeń chętnie i pokaźnie czerpał poeta tworzywo z dziejów własnego, młodzieńczego sercaxxvii.
Zosi, smarkatej, podobnie jak Tadeuszowi, w zasadzie nie pozwolono się w poemacie odzywać i podobnie jak on otwiera buzię tylko kilka razy, tak gdzieś co 2-3 tysiące wierszy, a i tak wszystkie te nieliczne odezwania znacznie utrudniają mówienie o miłości z jej strony. Zosia nie bardzo rozumie, co się dokoła niej dzieje:
Ale Zosia ciekawa z głębiny alkowy
Śledziła przez szczelinę tajemne rozmowy;
Słyszała, jak Tadeusz po prostu i śmiało
Opowiedział swą miłość, serce w niej zadrżało,
i widziała tych wielkich dwoje łez w źrenicach.
Choć dojść nie mogła wątku w jego tajemnicach:
Dlaczego ją pokochał? dlaczego porzuca?
Gdzie odjeżdża? przecież ją ten odjazd zasmuca.
Pierwszy raz posłyszała w życiu z ust młodziana
Dziwną i wielką nowość, że była kochana.
Biegła więc, gdzie sial mały domowy ołtarzyk,
Wyjęła zeń obrazek i relikwijarzyk:
Na obrazku tym była święta Genowefa,
A w relikwiji suknia świętego Józefa
Oblubieńca, patrona zaręczonej mlodzi;
I z temi świętościami do pokoju wchodzi.
Pan Tadeusz, X, ww. 314-329
W poemacie nie ma żadnych śladów, aby Zosia kiedykowiek miała w ręku jakąś książkę, wiemy, że ją
kogutki i kurki
Więcej bawiły niźli owe Peterburki
Pan Tadeusz, XII, ww. 524-525
i że nie ma ona żadnych emancypacyjnych planów — ot chodzić około domu, nosić klucze, to wszystko, co mieści się w jej życiowych perspektywach.
Jeżeli by więc mieć ochotę twierdzić, że Mickiewicz tworząc obraz miłości Tadeusza i Zosi w Panu Tadeuszu czerpał z doświadczeń własnego serca, to tylko mając na myśli nie jego młodzieńcze ekscesy z kolejnymi hrabinami i hrabiankami, ale korespondencyjne małżeństwo z Celiną Szymanowską, wymyślone przecież zresztą w końcowej fazie pracy nad poematem, małżeństwo nie mające z miłością nie wspólnego — cytowaliśmy już wszak list poety o trudnościach w przyzwyczajeniu się do n o w e g o m e b l u — i, jak wiadomo, małżeństwo wprost modelowo nieszczęśliwe.
Przyjrzenie się światu przedstawionemu Pana Tadeusza pozwala dostrzec niebywałe wręcz doktrynerstwo autora, widoczne przedtem w Księgach narodu i pielgrzymstwa polskiego, później zaś wypełniające całe życie Mickiewicza i poniekąd nawet je zastępujące, bo przecież towianizm był próbą doktrynalnego powołania do istnienia innego niż realny świata, w którym realizowałoby się całe życie jego uczestników.
Doktrynalne uderzenie w miłość, które poeta w Panu Tadeuszu przeprowadza w imię ładu i porządku, ilustrując przekonywająco i pięknie, o ileż jest lepsza miłość Tadeusza i Zosi postanowiona przez radę familijną od czynionych przez Jacka Soplicę prób samodzielnego szukania sobie żony w nie swojej sferze; otóż ten i tak jakże instruktywny obraz wsparty jest przecież jeszcze kompromitacją wszystkiego, co można by wiązać z romansowością, przy pomocy różnych perypetii związanych z postacią Telimeny.
Tu rzecz bardzo charakterystyczna: w całym wielkim świecie Soplicowa, tak bardzo pełnym ludzi, są tylko dwie kobiety — właśnie Zosia i Telimena. Innych istnienia można się poniekąd domyślać, czasem jako zbiorowość są wspominane, ale nigdy indywidualnie — np. Podkomorzy ma jakieś córki, które by mogły być Tadeuszowi swatane, ale nawet Pigoń boleśnie rozkłada ręce, bo nie jest w stanie córek owych się doliczyć, nie mówiąc już o tym, by któraś z nich miała jakieś cechy indywidualne.
W zaścianku Dobrzyńskich żadna kobieta nie ukazuje się nawet w tle, na planie najdalszym. Kiedy w zakończeniu poematu względy kompozycyjne nakazują, aby odbyły się jednocześnie zaręczyny trzech par, Mickiewicz musi trzecią narzeczoną wymyślić ad hoc: staje się nią raz wspomniana wcześniej Wojszczanka, którą poznajemy przelotnie jako rym do macierzanki przy opisie sernicy (IX, ww. 685-686), Ale z imienia i nazwiska Tekla Hreczeszanka da nam się poznać dopiero przechodząc przez scenę jako narzeczona Asesora, gdzie na samym końcu ks. XI-tej poświęcono jej całych 9 wierszy (ww. 664-672). Zaznaczmy, że poza Zosią żadna kobieta nie dostąpiła zaszczytu tańczenia finałowego poloneza — Telimenie się po prostu nie należało, a Wojszczanka to przecież bardziej widmo niż postać.
Drastyczne wyrugowanie kobiet z soplicowskiego świata nie odbyło się przecież przypadkiem i przez nieuwagę, przeciwnie, Mickiewiczowi zależało na wyostrzeniu opozycji Zosia versus Telimena, na wyraźnym wskazaniu, że tertium non datur. Zosia jest wzorcem kobiecym postulowanym przez Mickiewicza, ideałem konserwatywnej, przaśnej kobiecości, wzorcem kandydatki na żonę: myśl jej krąży w takim świata kole, jakie tępymi zakreśla oczy, pomiędzy kurnikiem a ogródkiem, żadne Peterburki jej nie ciekawią, niepytana milczy, pytana — odzywa się po to tylko, aby wyrazić swoje posłuszeństwo najpierw starszym, a później mężowi, któremu pozostawia wszelkie decyzje:
„Jestem kobietą, rządy nie należą do mnie.
Wszakże Pan będziesz mężem; ja do rady młoda.
Co Pan urządzisz, na to całym sercem zgoda.„
Pan Tadeusz, XII, ww. 513-515
Przecież w Księgach narodu i pielgrzymstwa polskiego i następnie w Panu Tadeuszu, nie mówiąc już o późniejszych poglądach poety z okresu towianizmu, właśnie podporządkowanie jest ideałem, i to podporządkowanie mężczyzn — w tej sytuacji konieczność pełnego podporządkowania kobiet staje się oczywistością nie podlegającą żadnej dyskusji.
Ograniczając kobiecy świat Soplicowa do dwu tylko osób, Zosi i Telimeny, Mickiewicz stara się grozić, że jeśli kobieta nie zgodzi się być Zosią, nieuchronnie stanie się Telimeną, w której udało się nagromadzić tyle szpetoty tak duszy, jak ciała, żeby pod żadnym względem nie mogła być wobec Zosi konkurencyjna.
Około ust szczególniej widne były piegi.
(... )
Dwóch zębów braknie w ustach, na czole, na skroni
Zmarszczki; tysiące zmarszczków pod brodą się chroni!
Pan Tadeusz, V, ww. 382 i 386-387
Zabawne, do jakiego stopnia wszystkie te szczegóły eliminowane są ze społecznego odbioru Pana Tadeusza, z recepcji poematu. Jeśli uważnie przejrzeć wszystkie po kolei zestawy ilustracji, jakie do poematu przez półtora wieku namalowano, na t żadnej z nich nie znajdziemy ani Zosinych papilotów, ani szczerby w zębach Telimeny, a na dodatek będą one uzupełniane nieistniejącymi w poemacie kobietamixxviii.
Telimena, o której wszyscy komentatorzy poematu zgodnie mówią, że jest postacią szalenie konwencjonalną, uczyniona została z syntezy dwu różnych konwencji: to romantyczna kochanka, której jednocześnie przydano cechy żony modnej, aby ją w ten sposób bez reszty skompromitować. Mickiewicz przez dobrych 10 lat, od czasu wyjazdu do Kowna i zaprzyjaźnienia się z doktorową Kowalską, bo to przecież i przyjaźń była, a nie tylko romans, obracał się głównie w kobiecym towarzystwie, i właśnie dopiero wtedy, gdy kobiety wtargnęły do jego filomackiego świata, narodził się jako poeta. Bodaj ostatnią z nich była pani Konstancja Łubieńska, jego szalenie głośny romans w Poznańskiem w roku 1831. Pani Konstancja — jak wiadomo — pojechała za poetą do Drezna, porzucając dzieci i męża, chciała się rozwodzić, zasypywała poetę listami jeszcze w Paryżu — podczas gdy on nagle, niemalże z dnia na dzień, swoje zainteresowanie romansami stracił.
Weintraub stawia nawet hipotezę, że dziwaczny ślub Mickiewicza był skutkiem jakiegoś równie dziwacznego przełomu religijnego, który miał i taki aspekt, iż zmusił Mickiewicza do zaprzestania stosunków pozamałżeńskich, w związku z czym w pewnym momencie sprawa ożenku stała się paląca, a osoba kandydatki na żonę była szczegółem drugorzędnymxxix. Gdyby wywód ten, przez krajowych badaczy pokrywany wstydliwym milczeniem, uznać za słuszny, trzeba by go było doprecyzować: jeśli Weintraub ma rację, to ów religijny przełom — wbrew tradycji mickiewiczologii — nie mógł mieć miejsca w Rzymie w roku 1830, przed romansem z panią Konstancją, co zresztą wydaje się tym prawdopodobniejsze, że ten rzymski przełom religijny, na który dowodów w sensie historycznym i filologicznym nie ma, robi wrażenie dokonanego ex post przez badaczy w celu dodatkowego zaciemnienia ambarasującej dla nich sprawy uchylenia się Mickiewicza od jakiegokolwiek udziału w Powstaniu Listopadowym, przy czym mówienie o przełomie religijnym zastępuje jakiekolwiek badania czy rzeczywiste próby dokonania ustaleń faktycznych; jeszcze przed pół wiekiem Boy złośliwie policzył ile stron temu okresowi poświęcono w kolejnych monografiach, a później nie tylko nie było lepiej, Ale nawet przeciwnie. Szalenie ważna dla uformowania poglądu współczesnych Polaków na Mickiewicza książka Mieczysława Jastrunaxxx ustanawia w tym zakresie rekord niedościgniony: jeden rozdział kończy się nadejściem z Warszawy wiadomości o wybuchu Powstania Listopadowego, a drugi zaczyna od słów Powstanie dogorywało.
Cała ta kwestia wydaje się o tyle istotna, że przerwanie przez poetę ciągu romansów zastanawiająco zbiega się z w czasie z rozpoczęciem dożywotniej impotencji artystycznej, którego to zjawiska właściwie do dziś nikt nie umiał przekonywająco wyjaśnić. Autor niniejszej książki chce zaryzykować obronę hipotezy, że te dwa zjawiska w życiu Mickiewicza są ze sobą mocno powiązane.
Wiktor Weintraub, któremu długoletnie oderwanie od mickiewiczologicznej macierzy dawało odwagę stawiania tez, jakich w Polsce nikt nie ma odwagi formułować, powiada po prostu, że Mickiewicz pisać przestał ze względu na zanik talentu xxxi. Chcielibyśmy tezę tę rozwinąć i poszerzyć, polemizując jednocześnie z Weintraubem, gdy zanik talentu — takiego talentu! — przedstawia jako nagły dopust Boży, który się zdarzył, i możemy wprawdzie fakt ten, odnotować, ale nie mamy jak dochodzić przyczyn.
Zgadzając się co do faktu tragicznej śmierci talentu poety w roku 1834, chcemy jednak powiedzieć, że śmierć ta nie nastąpiła samoistnie, Ale było to zabójstwo, nieumyślne wprawdzie, Ale przez samego poetę dokonane. I podobnie jak to, którego dokonał Jacek Soplica, było zabójstwem dokonanym z pychy.
Właśnie z głupiej pychy przeciwstawionej miłościxxxii— zabija Jacek Soplica — i jakże charakterystyczne, że twórczość Mickiewicza kończy się właśnie wtedy, kiedy tak dla niej istotna niegdyś miłość nie tylko przestaje dla poety istnieć, Ale staje się czymś nie tylko obcym, Ale i wrogim, godnym wyśmiania i napiętnowania, jak to ma miejsce w Panu Tadeuszu — świat, który mu pozostaje, świat Soplicowa, który tak szczegółowo i tylekroć opisywano, okazuje się w istocie nie sielskim polskim dworem, miejscem szczęśliwego bytowania, Ale jakimś klasztorem do hodowli wybranych obyczajów, klasztorem, w którym nie ma miejsca dla kobiet ani dzieci, bo dzieci, nawet w tle najdalszym, w świecie Pana Tadeusza nie ma.
Mickiewicz koncentruje się na sprawach takiej wagi, że zwykłe sprawy ludzkie przestają mu się mieścić w polu widzenia; tyczy to zresztą w równej mierze autora Ksiąg narodu, i pielgrzymstwa polskiego czy Pana Tadeusza, jak męża Celiny Mickiewiczowej. Twórca polskiego romantyzmu wypierając się miłości, wypiera się tego wszystkiego, co stanowi istotę ludzkiego życia, wszystkich tych spraw drobnych i codziennych, nie ujętych w ścisły gorset Obyczaju, Obowiązku, Porządku.
Konrad Wallenrod do ostatniej chwili — jakże po ludzku! — chce to wszystko rzucić
Tam w środku cichej, pasterskiej zagrody,
Na twoim reku, u twojego łona
Zapomnę, że są na świecie narody,
Że jest świat jakiś, będziem żyć dla siebie.
Wróć, powiedz, pozwól!
Konrad Wallenrod, VI, ww. 70-74
Ale w epoce pisania Pana Tadeusza Mickiewicz już się Konrada wypiera, odrzuca nawet cień najmniejszy prywatności, bo ta grozi naruszeniem wyższego porządku. Droga do szaleństwa towianizmu już stoi otworem, choć nikt o tym jeszcze nie wie, jak i nikt, z samym Mickiewiczem włącznie, nie wie jeszcze, że jego droga poetycka dobiegła kresu.
Przyjrzyjmy się takiemu oto porządkowi: Sonety krymskie kończą się zdaniem o nieśmiertelnych pieśniach, z których wieki uplotą ozdobę skroni poety, w dzień odjazdu z Odessy przyrzeka on sobie już nigdy nie zniżać lotu, z kolei pisze Konrada Wallenroda, którego określiliśmy jako literacki zamach stanu, gdzie rezerwuje sobie poniekąd obie główne role: Wieszcza Halbana i Wielkiego Mistrza. Po okresie pewnego zagubienia i pustki spowodowanej komplikacjami wynikającymi ze znalezienia się w Europie Zachodniej, kiedy iść dalej drogą Konrada Wallenroda nie można było, a lotu nie chciało się nadal zniżać, przychodzi, w przedstawionych przez nas okolicznościach, do napisania Wielkiej Improwizacji i Widzenia Księdza Piotra, do otwartego już — w przeciwieństwie do koncepcji z Wallenroda — wzięcia sprawy Ojczyzny w swoje ręce i wreszcie — do napisania Ksiąg narodu i pielgrzymstwa polskiego, tekstu aspirującego wprost do roli narodowej Ewangelii.
Na tej drodze, po napisaniu Ksiąg, zostaje już tylko jeden krok do zrobienia: można jeszcze napisać księgę Genezisxxxiii, i wypełniając tę możliwość pisze Mickiewicz Pana Tadeusza. I to jest koniec.
1 A J. Czeczot, Świteź [w:] S. Świrko, Z kręgu filomackiego preromantyzmu, Warszawa 1972, str. 179.
2 Komentarze S. Pigonia — jeśli nie podano inaczej — z wydania Pana Tadeusza w Bibliotece Narodowej.
3 Por. J. U. Niemcewicz, Pamiętniki czasów moich, Warszawa 1957, t. 2, str. 286.
4 S. Pigoń, op. cit., str. 415. N.b. nazwisko „Płut” zmyślone jest nie „prawdopodobnie”, Ale na pewno. Choć Mickiewicz pisze, że major jest zruszczonym Polakiem, a poprzednio nazywał się „Płutowicz”, przecież nazwisko to wzięło się stąd, że po rosyjsku плут to po prostu oszust.
5 Ustalenie Pigonia; por. jego przypis do Pana Tadeusza, op. cit.
6 Miejsce tu na zabawny a pouczający przypis: podczas pracy nad tą książką opowiedziałem historię o zmyślonym kawiarnym obyczaju nadniemeńskim jednemu z przyjaciół; ten hamując mnie w reinterpretacyjnym rozpędzie zaręczył, że obyczaj taki jednak istniał, i że na pewno pisze o nim Bystroń. Przyjaciel miał rację — profesor Bystroń opisuje ten litewski obyczaj, powołując się, jako na źródło, na Pana Tadeusza. No comments.
7 T. XV, 126. Kiedy do tego przyszłego wydania wreszcie po dziesięciu latach doszło w roku 1844, tekst Epilogu akurat się — wedle ustaleń mickiewiczologów — zapodział.
8 Zdania i uwagi z dzieł Jakuba Bema, Aniota Slązaka (Angélus Silesius) i Sę-Martena. T. I, 275.
9 Por. Julian Przyboś, Czytając Mickiewicza, Warszawa 1950.
10 Por. Zygmunt Szweykowski, Pan Tadeusz — poemat humorystyczny, Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, Prace Komisji Filologicznej, R. 12 (1949) i odbitka.
11 Por. Jan Nepomucen Miller — Mickiewicz w świetle niepodległości, „Wiadomości Literackie” 1925, nr 3, Zaraza w Grenadzie, Warszawa 1926, Na gruzach Grenady, Warszawa 1933.
12 Por. Tadeusz Boy-Żeleński, Brązownicy, Warszawa 1930.
13 Por. Stefan Żółkiewski, Spór o Mickiewicza, Wrocław 1952.
14 Por. Wacław Kubacki, Arcydramat Mickiewicza, Warszawa 1951, Żeglarz i pielgrzym, Warszawa 1954 etc.
15 Por. Wiktor Weintraub, Poeta i prorok. Rzecz o profetyzmie Mickiewicza, Warszawa, 1982, str. 313.
16 Por. Kazimierz Wyka, Pan Tadeusz, Warszawa, 1964, t. II Studia o tekście str. 127, 241 oraz passim 122-164 i 228-256.
17 Por. J. Kleiner, Mickiewicz , t. 2, Dzieje Konrada, Lublin 1948, oraz przypisy Pigonia do Pana Tadeusza w wyd. Biblioteki Narodowej.
18 Podstawowym źródłem w tej sprawie jest Pamiętnik Franciszka Mickiewicza, brata poety, spisany na starość i w intencji ewidentnie hagiograficznej, wydany we Lwowie w roku 1923. Pigoń wprawdzie uczciwie mówi, ze Franciszek w swoim pamiętniku w zasadzie wyłącznie kłamie, ale powiedziawszy to, cytuje go następnie jak gdyby nigdy nic.
19 Archiwum akt dawnych w Wilnie. Nr 12826, r. 1791, 10.IX. k. 586. Obdukcja w sprawie Haciskiego z Mickiewiczem. Tu cyt. za: Maria Czapska, Szkice Mickiewiczowskie, Londyn 1963, str. 31
20 Por. Alicja Bajdor, Halina Natuniewicz, „Pan Tadeusz” w ilustracjach, Gdańsk 1984; Małgorzata Komza, Mickiewicz ilustrowany, Wrocław 1987. Z przytoczonych monografii jednoznacznie wynika, ze mimo dziesiątków przedstawień Zosi przez ilustratorów najrozmaitszych szkół nikt nie próbował rysować jej tak, jak ją Mickiewicz opisał.
21 Szerzej na ten temat mówił Mickiewicz w odczycie O duchu narodowym, wygłoszonym w Paryżu w listopadzie 1832. Por. T. VI, 63-71.
22 Por. S. Breyer, Spór Horeszków z Soplicami. Studium z dziedziny problematyki prawnej „Pana Tadeusza„, Warszawa, 1955. Niestety praca ta, powstała w epoce stalinowskiej, znacznie więcej zawiera w sobie szalonej publicystyki, jaką się illo tempore uprawiało, niż zapowiadanych przez tytuł analiz prawnych.
23 podkr. J.W.
24 Pan Tadeusz, II, 585-6 i dalej, do 675.
25 Zwraca uwagę, że Mickiewicz tak wyraźnie porzuca tu konwencje epoki — wycofuje się tak głęboko w przeszłość, jakby pisał Pana Tadeusza nie 10 lat po Marii Malczewskiego, ale Bóg wie ile wcześniej. A cytat z Marii (w. 938) pojawia się jako w. 35 nie przeznaczanego do druku Epilogu Pana Tadeusza.
26 S. Pigoń, wstęp do Pana Tadeusza w Bibliotece Narodowej, str, XXIV.
27 Ibidem, str. XXX.
28 Por. Komza, op. cit., Bajdor i Natuniewicz, op. cit.
29 Por. Wiktor Weintraub, Dlaczego Mickiewicz przestał pisać ?[w:] Mickiewicz żywy, red. H. Naglerowa, Londyn 1955, str. 71.
30 Wydana w roku 1949 książka Mickiewicz, wznawiana później kilkunastokrotnie, książka, na której chowały się dwa już pokolenia polskich inteligentów, może stanowić wzorcowy wręcz przykład biografistyki stalinowskiej w jej „oświeconej„ wersji. Nie ma takich przemilczeń, przeinaczeń, manipulacji faktami, od których by się Jastrun powstrzymał, jeśli są mu one potrzebne do przykrojenia takiego Mickiewicza, jaki był wówczas potrzebny.
31 Por. Weitraub, op. cit., str. 70-81.
32 Por. Pan Tadeusz, X, 828.
33 Sam poeta pod koniec życia porównał Pana Tadeusza do Psalmów Dawida — w rozmowie z W. Baworowskim w roku 1853. Por. W. Baworowski, Odwiedziny u Mickiewicza, „Nowiny„, Lwów 1856, nr 41 i nast., tu cyt za: M. Dernałowicz, Adam Mickiewicz, Warszawa 1985, str. 328.
« Walc Jan, Arka przymierza między dawnymi a młodszymi laty (Pan Tadeusz)rozdział 8 książki Architekt Arki
Tagi: Architekt Arki, Mickiewicz Adam