Tadeusz Lubelski, [posłowie do książki Jana Walca "Tadeusza Konwickiego przedstawianie świata"]
Dwa są główne powody, dla których ukazanie się drukiem książki Jana Walca "Tadeusza Konwickiego przedstawianie świata" - po raz pierwszy w trzydzieści pięć lat od jej ukończenia - skomentować wypada okrzykiem "Nareszcie!" (dodając z melancholią: lepiej późno niż wcale). Pierwszy powód jest szczególnie istotny w obliczu faktu, że książka ukazuje się jako "suplement" serii - dodatkowy XIII tom "Książek wybranych" Tadeusza Konwickiego. Określić go można prosto: w obrębie coraz obfitszej, narastającej z latami literatury krytycznej poświęconej twórczości autora "Sennika współczesnego" (obejmującej dziś kilkanaście książek i niezliczoną ilość szkiców analitycznych i recenzenckich) ta rozprawa jest pozycją przełomową, najważniejszą, bo najbardziej odkrywczą i inspirującą dla późniejszych badań. Trzeba też dodać, że była to pierwsza w ogóle monografia twórczości literackiej Konwickiego.
Dziś co prawda wiele jej też brzmi znajomo, a generalny sposób lektury dzieł twórcy "Nic albo nic" proponowany przez Walca zdołał się upowszechnić. Wynika to jednak z tego, że książka od lat znana jest specjalistom. Wprawdzie ze względów cenzuralnych nie ukazała się drukiem wtedy, kiedy powinna (tzn. w 1977 roku, gdy jako rozprawa doktorska została obroniona w Instytucie Badań Literackich w Warszawie).
Ale po pierwsze, jeszcze w 1975 roku ukazała się w "Pamiętniku Literackim" skrócona wersja jej pierwszego rozdziału zawierająca jej najważniejsze tezy1. A po drugie - ten, kto potrzebował, znał ją w całości, maszynopis był bowiem dostępny w Bibliotece IBL w Pałacu Staszica. Sam spędziłem na jej lekturze pięć dni w styczniu 1978 roku - aż pięć dni, bo czytaniu towarzyszyły szczegółowe notatki; nie było jeszcze kserokopiarek. Każdy więc, kto pisząc potem o Konwickim, nawiązywał do rozprawy Walca (a trudno było nie nawiązywać), siłą rzeczy popularyzował jej wnioski.
Drugi powód dotyczy samego autora książki, Jana Walca, świetnego historyka literatury, krytyka i publicysty, postaci nieco dziś zapomnianej i jak najsłuszniej na powrót przypominanej (jeszcze w tym roku ma się ukazać w wydawnictwie Bellona w serii "Kanon literatury podziemnej" wybór jego publicystyki). Walc debiutował jako krytyk na początku lat 70. recenzją "Doskonałej próżni" Stanisława Lema2, po czym przez całe dwie dekady był w polskim życiu literackim intensywnie obecny, jego dorobek przez długi czas był jednak rozproszony, pojawiał się tylko w czasopismach i to - od końcówki lat 70.- wyłącznie drugiego obiegu.
Pięć książek jego autorstwa ukazało się w ciągu krótkiego okresu między 1989 a 1995 rokiem. Najpierw "Wybierane" (w serii Biblioteka Kwartalnika Politycznego "Krytyka”, wydawnictwo Pokolenie 1989) - tom felietonów i recenzji z dwu pierwszych dekad. Potem dwie książki w 1991 roku: "Architekt Arki" (Verba, Chotomów) - monografia historycznoliteracka poświęcona Mickiewiczowi, a ponadto owoc pracy czysto dziennikarskiej - "Ja już wygrałem"(Pomost), wywiad rzeka z ówczesnym senatorem płockim Andrzejem Celińskim. Rok później - tom szkiców literackich "Wielka choroba" (WSiP 1992), wreszcie - wydany już pośmiertnie tom późnych felietonów "Ja tu tylko sprzątam" (Szpak 1995) w wyborze i opracowaniu Małgorzaty Łukasiewicz, ze wstępem Włodzimierza Boleckiego.
Wydane obecnie "Tadeusza Konwickiego przedstawianie świata" jest zatem szóstą opublikowaną książką Walca, choć chronologicznie pierwszą. Otóż skłonny jestem twierdzić, że w obrębie dorobku autora ta pierwsza książka jest najlepsza. Wprawdzie spośród pięciu przypomnianych wyżej aż trzy (druga, czwarta i piąta) zdobyły spory rozgłos (książka o Mickiewiczu głównie jednak jako pozycja "kontrowersyjna”), żadna z nich jednak nie stanowi tak niepodważalnego wkładu do wiedzy o literaturze polskiej jak wczesny doktorat o Konwickim.
Powyższe dwa powody ważności książki są z sobą zresztą połączone. Dla wiedzy o Konwickim ważne jest, kim był pierwszy tak wnikliwy interpretator twórczości pisarza. A i sama niecenzuralność książki w 1977 roku miała powód podwójny: na funkcjonowanie w podziemnym obiegu wydawniczym zdecydowali się wtedy niezależnie od siebie, obaj - i jej bohater, i autor, Tadeusz Konwicki - kiedy opublikował "Kompleks Polski" jako trzeci numer "Zapisu”; Jan Walc - kiedy po wyrzuceniu z "Polityki" (której stałym, bardzo rozpoznawalnym publicystą był w latach 1972-1977) poświecił się pisaniu i drukowaniu wyłącznie w literackim podziemiu. Tym bardziej warto podkreślić, że ta podwójnie "niecenzuralna" praca, choć nie mogła być wtedy wydana, została jednak bez przeszkód obroniona w Instytucie Badań Literackich (promotorem była profesor Alina Brodzka, recenzentami - profesorowie Edward Balcerzan i Stefan Treugutt), a sam jej autor we wrześniu 1981 roku zatrudniony został jako adiunkt w Pracowni Literatury Współczesnej IBL. W stanie wojennym był przez kilka miesięcy internowany, ale - wróciwszy z obozu w Jaworzu - kontynuował pracę w IBL-u. Wprawdzie w 1986 roku ówczesny dyrektor rozwiązał z nim umowę, po trzech latach Walc wrócił jednak do IBL-u i pracował w nim aż do śmierci.
Urodzony 22 września 1948 roku w Warszawie, w rodzinie lekarskiej, Jan Walc uważał się za klasycznego reprezentanta wymierającego gatunku niezależnego polskiego inteligenta3. Wszechstronnie oczytany erudyta, starannie kształtował we własnych tekstach swój wizerunek zakorzenionego w inteligenckim etosie humanisty, przyznającego się do piłsudczykowskiej tradycji Polskiej Partii Socjalistycznej. Z domowym etosem wiązała się jego pasja pedagogiczna. Studia zaczął zresztą (po zdaniu matury w Liceum Reytana) w 1966 roku od pedagogiki na Uniwersytecie Warszawskim, z której po roku przeniósł się na polonistykę. Aresztowany w 1968 roku za udział w wydarzeniach marcowych, zawieszony później w prawach studenta przez uczelnianą komisję dyscyplinarną, zdołał jednak ukończyć studia w terminie, w 1971 roku, i przez pierwszy rok po magisterium pracował jako polonista w warszawskim Liceum im. Batorego. Także i potem, kiedy już spełniał się w pracy literackiej, wydawniczej i publicystycznej, chętnie powracał do uczenia, m. in. jako wykładowca historii literatury w warszawskiej PWST (w roku akademickim 1975/76) czy w Towarzystwie Kursów Naukowych4.
Zarówno jednak w uczeniu, jak i przede wszystkim w pisarstwie trudno byłoby go scharakteryzować jako ciepłego, wyrozumiałego przewodnika duchowego swoich słuchaczy/ czytelników. Raczej odwrotnie: Walc był typem wiecznego polemisty, a nawet prowokatora i awanturnika, nieskłonnego do jakiejkolwiek pobłażliwości, walczącego do końca o uznanie dla swoich poglądów5. Już jako początkujący publicysta znany był z bezpardonowych ataków, których obiektem byli nie tylko polityczni przeciwnicy autora, nadmiernie usłużni wobec wskazań władzy; także - kiepscy styliści i nierzetelni historycy literatury. Szczególnie odkąd zaczął pisać w obiegu pozacenzuralnym (podpisywał się nazwiskiem, tylko wyjątkowo używał pseudonimów, m. in. Jan Biuletyn, Jan Woreczko i Lew Laicki), z lubością zaczął atakować wielkości literatury polskiej. Wspomniany rozgłos tomu "Wielka choroba" wziął się właśnie z zawartych w nim napaści na Iwaszkiewicza, Gałczyńskiego, Borowskiego czy Mrożka, a i sam Mickiewicz nie został oszczędzony (szkic tytułowy dotyczył Konrada z III części "Dziadów" jako bohatera pogardzającego ludem). także w późnych felietonach politycznych (pisanych głównie dla"Życia Warszawy”) Walc, rozczarowany do epoki wolności, krytykował konsekwentnie nowy porządek po 1989 roku. Trudno mu było jednak znaleźć sprzymierzeńców, skoro był równie zapalczywym antykomunistą, jak antyklerykałem (słowo Kościół pisał zawsze małą literą), krytykował zarówno Mazowieckiego, jak i Wałęsę, Balcerowicza, jak i braci Kaczyńskich. Jedynym jego pozytywnym bohaterem w ówczesnej polskiej polityce był Jacek Kuroń. Choć więc doceniano zasługi Walca - w 1990 roku przyznano mu ufundowaną przez Komitet Kultury Niezależnej Nagrodę im. Andrzeja Kijowskiego za twórczość "pełną temperamentu, krańcowo niezależną od obiegowych opinii i pozbawioną jakiejkolwiek asekuracji" czuł się w swoich poglądach osamotniony6.
Ciekawe, że ten krytyk osobny, dbały o samodzielność własnego stanowiska i tak chętnie wytykający błędy adwersarzom zarazem konsekwentnie bronił twórców, których cenił. Ukochanym poetą jego młodości był Broniewski, prozaikiem - Żeromski (choć doktora Judyma przedstawił w głośnym szkicu jako "potwora moralnego”). Przede wszystkim jednak idolem Walca był Tadeusz Konwicki, którego pochwałę głosił, gdzie mógł. W recenzji tomu "Wielka choroba" Tadeusz Nyczek - zwróciwszy uwagę na podobieństwo metody krytycznej autora do działalności Artura Sandauera (i przyznawszy, że Walc lepiej pisze) - domagał się nawet: "Sandauer czasem jednak zdobywał się na cios w idola, przyrżnął wszak Gombrowiczowi za »Pornografię«. Czy Walc przyrżnie kiedyś za coś Konwickiemu?”7. I nie doczekał się oczywiście. Może zresztą dlatego, że Walcowi zostało już po tej recenzji niewiele czasu. Zmarł w Warszawie 10 lutego 1993 roku.
Swoją drogą uwielbienie Walca dla Konwickiego było tak konsekwentne, że zapewne i później nie wytknąłby niczego swemu ulubionemu pisarzowi. Niniejsza książka dowodzi jednak nie tylko miłości, ale przede wszystkim - zrozumienia i trudu nowatorskiej, oryginalnej lektury. Napastliwość ogranicza autor do polemicznych tyrad wymierzonych przeciw nie dość wnikliwie odczytującym Konwickiego krytykom (proszę przyjrzeć się pod tym kątem literaturoznawczym sporom ze Stanisławem Burkotem i Włodzimierzem Maciągiem w przypisach do rozdziału II). Wysiłek badawczy nakierowany jest tu na wykrycie i określenie pisarskiej niepowtarzalności twórcy "Wniebowstąpienia”.
Warto zatem wskazać na te pionierskie ustalenia Walca na temat prozy Konwickiego, które przyjęły się w refleksji krytycznej jako trafne i słuszne. Jest to zwłaszcza generalny sąd o nieprzystawaniu tej prozy - ściślej: jej najwartościowszego, popaździernikowego korpusu - do realistycznego traktowania świata. "Jego powieści nie są opowiadaniem zdarzeń, ale ich wymyślaniem przez narratora" (s. 29). Zatem "nie bohater jest elementem świata przedstawionego, ale świat przedstawiony elementem bohatera" (s. 21). Stąd wynika "generalna zasada kompozycyjna Konwickiego - w każdej jego książce natrafiamy na różniące się między sobą narracje, przy czym jedna z nich jest zdecydowanie bardziej rozbudowana od innych i stwarza pozory realizmu, a także robi wrażenie nadrzędnej wobec pozostałych" (s. 21). Nie można jednak ufać tym pozorom realizmu; w książkach Konwickiego iluzja kompromitowana jest stale.
Jedną z konsekwencji tego generalnego spostrzeżenia jest uniwersalizacja znaczeń analizowanej prozy. Nie chodzi w niej o "dramat pamięci wojennej’’ ale o "świadomość, która paraliżuje działanie”. Istotą utworów Konwickiego jest "uporanie się z rozumieniem własnego losu”. To temu między innymi służy częsty zabieg zastępowania prób uporządkowania własnej biografii - budowaniem życiorysów fikcyjnych (s. 105). Obok tych sądów generalnych, stymulujących sposób lektury prozy Konwickiego, otrzymujemy w książce wiele frapujących szczegółowych odkryć interpretacyjnych. Może najsłynniejsze z nich jest rozpoznanie epilepsji, mitologicznej "świętej choroby" jako jednej z ulubionych metafor literackich pisarza (cały wywód na ten temat, pełen odniesień do literatury medycznej, znajdujemy na s. 97-106). Wiąże się to z tym, że zdrowie - zarówno psychiczne, jak i fizyczne - jest w utworach Konwickiego konsekwentnie kojarzone "z postawą totalnej akceptacji otaczającego świata, postawą obcą narratorowi i wysoce dla niego obrzydliwą" (s. 106). Bohaterowie pisarza są wszak outsiderami; nie akceptują otaczającego ich świata, marząc o powrocie do świata normalnego (s. 103). Inna proponowana przez Walca kategoria, którą warto przypomnieć, to zaczerpnięte z pism Aliny Witkowskiej o Mickiewiczu pojęcie "czynu wewnętrznego" pełniącego "funkcję uzdrawiającą, kompensacyjną”, pozwalającego "na zaspokojenie przynajmniej w wyobraźni tych potrzeb psychicznych bohaterów, które nie mogły być zaspokojone w rzeczywistości" (s. 109,137).
Zapewne nie wszystkie propozycje metodologiczne i interpretacyjne zawarte w tej książce wytrzymały próbę czasu. Na przykład mniej przydatna do opisu organicznie monologowej prozy Konwickiego Bachtinowska kategoria karnawalizacji; sam autor zresztą zdaje sprawę już we Wstępie (s. 11-12) z własnych wątpliwości z tym związanych. Wielka szkoda, że Walc nie zdołał uwzględnić w swojej analizie sylwicznych książek Konwickiego; pierwsza z nich, "Kalendarz i klepsydra”, ukazała się już po ukończeniu pracy. Pomija też Walc filmy, wyjątek robi dla "Ostatniego dnia lata" i tak jednak ograniczając się do analizy scenariusza, nie biorąc pod uwagę wersji ekranowej.
A jednak, mimo tych zrozumiałych ograniczeń, jego książka zachowała zdumiewającą świeżość. Okazuje się, że nie tylko była inspiracją dla późniejszych badań nad pisarzem.
Także i dziś, na nowo czytana po lekturze dwunastu tomów Konwickiego, dostarcza przyjemności kontaktu ze świadkiem tej prozy jej życzliwym, najuważniejszym czytelnikiem.
1 Jan Walc, Nieepickie powieści Konwickiego, "Pamiętnik Literacki" 1975, z. 1, s. 85-108
2 Jan Walc, Połknąć nierozkąsane, "Współczesność”, 1971, nr.18
3 Zob. Jan Walc, Buddenbrookowie i hippisi, w: tegoż, Ja tu tylko sprzątam, Warszawa 1995; por. tez: Piotr Bratkowski, Gdy zabrakło aniołów, "Gazeta Wyborcza" 14.02.1998, s. 19
4 Dane biograficzne na podstawie: Współcześni polscy pisarze i badacze literatury, Słownik biobibliograficzny pod red. Jadwigi Czachowskiej i Alicji Szałagan. T. IX , WSiP, Warszawa 2004, s. 16-17
5 Zobacz choćby niektóre omówienia Ja tu tylko sprzątam: Ryszard Holzer, Honor i powielacz, "Gazeta Wyborcza" 17.10.1995; Andrzej Kaczyński, Przygody człowieka myślącego, "Rzeczpospolita" 28-29.10.1995; Wojciech Bonowicz, Pożegnanie, "Tygodnik Powszechny" 3.12.1995; Piotr Szewc, Tryby Walca, "Nowe Książki" 1995 nr.12; Grażyna Borkowska, Widzieć jasno, bez zachwytu, "Kresy" 1996, nr.2; Andrzej Werner, Prawda jest mniejszym złem, "Teksty Drugie" 1996, nr.4
6 Wiktor Woroszylski, Jan Walc nie żyje, "Gazeta Wyborcza" 11.02.1993
7 Tadeusz Nyczek, Krytycy krzyżują pióra, "Gazeta Wyborcza. Książki" 29.07.1992
« Lubelski Tadeusz, [posłowie do książki Jana Walca],Tadeusza Konwickiego przedstawianie świata, Warszawa 2010